Według anonimowego informatora gazety, atak na Hezbollah przygotowywano na długo przed 12 lipca, kiedy szyickie bojówki porwały dwóch izraelskich żołnierzy. Izraelczycy mieli poinformować o swoim planie amerykański rząd, a ten poparł go z kilku powodów. Po pierwsze, miał być demonstracją siły wobec Iranu i sprawdzianem, jak wyglądałby atak z powietrza na irańskie urządzenia nuklearne. Po drugie, jeśli Ameryka zaatakuje w przyszłości Iran, wcześniej musi rozbroić Hezbollah, bo ten w odwecie uderzy na Izrael.

Reklama

Dlatego, jak twierdzą informatorzy "The New Yorkera", izraelscy urzędnicy już wcześniej zabiegali w Waszyngtonie o zielone światło na operację z powietrza przeciw Hezbollahowi. Oczywiście dopiero po prowokacji ze strony terrorystów. "Izraelczycy powiedzieli nam, że to będzie tania wojna, która przyniesie wiele korzyści. Dlaczego mielibyśmy sie sprzeciwiać? To miała być demonstracja wobec Iranu" - mówi amerykański doradca rządowy. Ale wojna, jak wiadomo, nie okazała się ani tania, ani krótka.

"Wątpię, żeby Cheney i Rumsfeld wyciągnęli z tego właściwe wnioski. Gdy opadnie dym, ogłoszą sukces i wzmocnią siły, które mają zaatakować Iran" - przewiduje w gazecie były pracownik amerykańskiego wywiadu, mowiąc o wiceprezydencie USA i szefie resortu obrony, którzy prą do ataku na Teheran.