Parlament, wiedziony przez niechęć premiera Tony'ego Blaira do "Starej Anglii", złamał wielowiekową tradycję i zabronił polowań na lisy z psami. Owa "Stara Anglia", czyli arystokracja i zwolennicy opozycyjnej partii konserwatywnej chcą przywrócenia starego porządku, którego polowanie jest najwyraźniejszym symbolem. Chcą powrotu czasów, gdy monarchia była silniejsza, a oni potężniejsi. Wszystko jednak sprowadza się do prostego faktu, tzn. czy lisa można zabić czy nie.
Ekolodzy, premier i większość zwolenników Partii Pracy nie chce o tym słyszeć, więc polowaniom przyglądają się oddziały policji z kamerami wideo, czuwając, by nikt nie łamał prawa. Zrezygnowano z pomysłów, by montować na drzewach kamery, więc policja musi biegać za konnymi. Kamery na drzewach, pomysł przypisywany ministrowi Davidowi Blunkettowi tylko ośmieszył sprawę zakazu polowań. A chętnych do ich przywrócenia jest sporo.
W czasie drugiego dnia świąt, znanym w Wielkiej Brytanii jako Boxing Day - od zwyczaju wręczania zapakowanych w pudełka podarków, otwarty został sezon polowań na lisy. W 314 pogoniach uczestniczyło ponad 300 tys. ludzi. To spora siła, także pod kątem znaczenia w wyborach. Wiedzą o tym posłowie Partii Konserwatywnej i już obiecali, że przywrócą polowania, kiedy tylko przejmą władzę w kraju.
W Wielkiej Brytanii przez 700 lat widok gromady jeźdźców goniących za lisem uważany był za coś normalnego. Przez ostatnie lata polowaniom towarzyszyła coraz silniejsza krytyka ekologów, która po siedmiu wiekach, w 2005 roku, zmieniła prawo. Dziś polować można, ale bezkrwawo. A policja czuwa, by schwytanego lisa nikt nie skrzywdził.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama