Na każdej blokadzie Węgrzy ustawili po 18 samochodów. Jednak protestujący zadbali o to, żeby nie utrudnić życia przechodniom. Dlatego tarasowali tylko połowę jezdni, tak że druga połowa była otwarta dla ruchu. Wszystko, żeby pokazać władzy, jak bardzo są niezadowoleni. "Partie polityczne nadają się jedynie do dzielenia kraju, natomiast nie robią nic, żeby rozwiązywać problemy" - tak krytykował zarówno rządzących jak i opozycję jeden z organizatorów protestu.

Inna manifestacja ruszyła z kolei w Budapeszcie. Tu w antyrządowym marszu wyszło na ulicę kilkuset Węgrów. Na szczęście zarówno demonstranci jak i pilnująca ich policja zachowali spokój. I nie było zamieszek.

Protesty na Węgrzech powtarzają się co jakiś czas od września. Wtedy to jedna z rozgłośni radiowych ujawniła nagranie z wypowiedzią premiera. Ferenc Gyurcsany w wulgarny sposób przyznał, że przed wyborami okłamywał społeczeństwo co do stanu gospodarki. Rozwścieczeni Węgrzy wylegli na ulice. W krwawych starciach z policją i wojskiem rannych zostało ok. 170 osób. Teraz Węgrzy protestują m.in. podwyżkom podatków i zwolnieniom z pracy.