Victor Harris twierdzi, że od sześciu lat z winy policji jeździ na wózku. Co prawda pędził z prędkością ponad 160 km/h, ale jak twierdzi, policja nie miała prawa go zatrzymać, wymuszając wypadek. Uderzenie policyjnego radiowozu w tył auta, którym jechał, mogło zakończyć się nawet jego śmiercią. Bo samochód wypadł z drogi i zatrzymał się dopiero na słupie.

Reklama

"Jedyne co zrobił mój klient, to złamał przepisy drogowe. Nic więcej" - twierdzi Craig Jones, adwokat 19-latka. A to jego zdaniem zbyt mało, by zatrzymywać go za wszelką cenę, jak groźnego przestępcę.

Ale inaczej sprawę widzą policjanci. Ten kierowca był poważnym zagrożeniem na drodze - tłumaczą. W każdej chwili mógł spowodować groźny wypadek, kogoś przejechać. A przekroczenie prędkości było tylko jednym z wielu przepisów, które młody pirat drogowy złamał.

"Przekraczał podwójną linię ciągłą i nie zatrzymywał się na czerwonym świetle" - mówi policjant, który ścigał Harrisa.

Niedawno sąd przyznał sparaliżowanemu rację. Ale policjanci nie ustąpili. Odwołali się do Sądu Najwyższego, a ten stwierdził, że trzeba jeszcze raz przyjrzeć się sprawie. Sędziowie mają wątpliwości, czy policja może używać wszelkich środków, by zatrzymać kogoś, kto jedynie jedzie zbyt szybko.

Reklama

Na korzyść sparaliżowanego przemawiają tragiczne statystyki. Od 1994 do 2002 roku w wypadkach drogowych w czasie policyjnych pościgów zginęło od 260 do 325 ludzi. Jeśli sąd przyzna Harrisowi rację, ten będzie domagał się od policji odszkodowania. Co więcej, teraz policjanci będą musieli dwa razy się zastanowić, zanim ruszą w pościg za piratem.

Amerykańska drogówka szkoli swoje patrole, by unikały taranowania uciekających kierowców, gdy ci nie są groźnymi przestępcami.