Od razu też zastrzegł, że nie można określić sztywnej daty wyjścia z Iraku.

"Mogłoby być kuszące spojrzeć na wyzwania w Iraku i dojść do wniosku, że naszą najlepszą opcją jest spakować się i udać do domu. Może to być satysfakcjonujące w krótkiej perspektywie. Uważam jednak, że konsekwencje tego dla bezpieczeństwa Ameryki byłyby rujnujące" - zaznaczył w orędziu prezydent USA.

Jednocześnie zapowiedział, że realizacja jego planu wysłania do Iraku dodatkowych 21,5 tysiąca żołnierzy nieco się przeciągnie. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że Bushowi szyki psują Demokraci, którzy mają większość w Kongresie i nie chcą zgodzić się na zwiększenie kontyngentu w Iraku. Postawili Bushowi warunek - zapiszą w specjalnej ustawie pieniądze na wojnę pod warunkiem, że do 1 września 2008 roku żołnierze wrócą do domów.

Dlatego prezydent USA nie szczędził gorzkich słów swoim przeciwnikom politycznym.

"(Na Demokratach) ciąży odpowiedzialność za zapewnienie, by ta ustawa zagwarantowała fundusze oraz za elastyczność, jakich nasze wojska potrzebują dla spełnienia ich misji. Ciąży na nich odpowiedzialność za uchwalenie czystej ustawy, która nie wykorzystuje finansowania naszych wojsk jako środka nacisku do uzyskania specjalnych wydatków na rzecz ich okręgów wyborczych. I ciąży na nich odpowiedzialność za to, bym dostał tę ustawę na moje biurko bez dodatków i bez opóźnień" - podkreślił prezydent.