W myśl nowych przepisów szkoły dostaną wolną rękę w decydowaniu o ubiorze. Resort edukacji zaleca, żeby decyzje wcześniej konsultowano z rodzicami. "Bezpieczeństwo i efektywne nauczanie mają jednak pierwszeństwo, przed społecznymi i religijnymi potrzebami uczniów" - przekonywał wczoraj minister edukacji Jim Knight.

Sam premier Tony Blair mówił w październiku ubiegłego roku, że chusty są "oznaką separacji" i sprawiają, że noszące je kobiety "źle się czują poza swoją społecznością". Dzięki nowej regulacji rząd Blaira zamierza częściowo rozwiązać ten problem, a także zapobiec fali pozwów od organizacji muzułmańskich.

Sprawa stała się pilna po lutowej rozprawie przed sądem najwyższym w Londynie. 12-latka ze szkoły w hrabstwie Buckinghamshire zaskarżyła wprowadzony przez dyrekcję zakaz noszenia nikabu - okrycia głowy pozostawiającego jedynie wąską szparę na oczy. Władze szkoły, której nazwy nie ujawniono, przekonywały, że nauczyciel musi widzieć twarze uczennic. Dzięki temu wie, że się nie nudzą i nie są zestresowane. Trybunał przychylił się do tej argumentacji, została ona także powtórzona we wtorkowych zaleceniach resortu edukacji.

Nowa regulacja nie zakończy jednak dyskusji, bo już mocno ją krytykują organizacje muzułmańskie. "To zalecenie jest niedemokratyczne. Po drugie, może stać się tamą dla integracji, bo muzułmańscy rodzice zamiast posyłać dzieci do publicznych placówek, nakażą im chodzić do szkół religijnych, gdzie wolno będzie okrywać głowę i twarz" - wylicza w rozmowie z DZIENNIKIEM Massoud Shadjareh, szef pozarządowej Muzułmańskiej Komisji Praw Człowieka w Londynie.





Reklama