Jedna z najdłuższych epok w powojennej historii Anglii dobiegła końca. " Rezygnuję z kierowania Partią Pracy. Ugrupowanie wybierze teraz nowego lidera. 27 czerwca złożę również rezygnację ze stanowiska Premiera Jej Królewskiej Mości" - ogłosił wczoraj otoczony zwolennikami w klubie Labour w swoim okręgu, w niewielkim 5-tysięcznym Sedgefield na północy Anglii.

O tym, że Blair odejdzie, wiedziano już od września ubiegłego roku, kiedy to partyjny bunt wymusił na nim deklarację, że w ciągu roku ustąpi na rzecz ministra finansów Gordona Browna. Sondaże dla Partii Pracy są nieubłagane - laburzyści, przez lata nie do pokonania, tracą władzę na rzecz opozycyjnych konserwatystów.

"Gordona Browna może uratować tylko cud. Na dzień dzisiejszy Labour pod jego kierownictwem nie ma żadnych szans w wyborach" - mówi DZIENNIK politolog John Dunn.

To zmiana o 180 stopni, bo kiedy Blair obejmował w 1997 władzę, laburzyści bili rekordy popularności. Nowy lider skierował dawne ugrupowanie lewicowych dogmatyków ku centrum, godząc je z kapitalizmem. - Blair przeniósł swoją partię z XIX do XXI wieku - mówi „Dziennikowi" Simon Parker z bliskiego Labour think-tanku Demos.

Wielka Brytania po 10 latach jego rynkowych i liberalnych rządów to państwo, gdzie nie ma problemów z pracą, a potężna gospodarka była w stanie wchłonąć setki tysięcy dodatkowych pracowników, w tym Polaków. To spuścizna Blaira, podobnie jak jego otwartość w stosunku do Unii Europejskiej. Pod rządami Blaira Anglia stała się jednym z liderów integracji, nie zaś jej hamulcem.

Sam premier jeszcze wczoraj próbował dyskontować swój niewątpliwy sukces. "Wielka Brytania nie ciągnie się dzisiaj w ogonie - ona jest liderem, który w XXI wieku czuje się swobodnie" - mówił.

Po rządach brytyjskiego premiera pozostanie też inne dziedzictwo. W Wielki Piątek 1998 roku doprowadził do zawarcia układu między katolikami i protestantami, co było początkiem gojenia ran po 30-letnim krwawym konflikcie.

"To charakterystyczne, że Blair ustąpił dzień po reaktywacji północnoirlandzkiego parlamentu, gdy zapoczątkowany przez niego proces znalazł szczęśliwy finał" - uważa Parker.

Dla większości Brytyjczyków odchodzący premier nie będzie się jednak kojarzył z pokojem. Upadek Blaira zaczął się wtedy, kiedy w sojuszu z Amerykanami w 2003 roku zaatakował Irak. Brytyjczyków nigdy nie przekonał, że obalenie Saddama Husajna było warte życia ich żołnierzy. Kolejne sondaże pokazywały jasno: wojna jest skrajnie niepopularna. Blair brnął, wierzył, że Irak to tylko epizod, a konflikt szybko się skończy. Przeliczył się.

"Gdyby nie Irak, Blaira pamiętalibyśmy jako jednego z najlepszych premierów w historii" - mówi politolog David Howarth.

Później sprawy szły lawiną. Pierwsze sondaże wróżące Labour klęskę, osobiste ambicje Gordona Browna i wreszcie skandal z kupczeniem przez skarbnika partii tytułami lordowskimi, wszystko to kładło się cieniem na pozycji Blaira. Charakterystyczny uśmieszek, który towarzyszył mu w pierwszych latach władzy, coraz bardziej przekształcał się w grymas.

We wczorajszym wystąpieniu jeszcze na moment wrócił. Po raz ostatni. "Dziękuję za wszystkie sukcesy i proszę o wybaczenie za wszystko to, w czym zawiodłem" - mówił. "Czas się pożegnać".





















Reklama