Naprzeciw Moskwy siada nowa generacja polityków - doskonale zdających sobie sprawę, że twarde stawianie spraw z Rosją przynosi im we własnych krajach głosy wyborców.

Rosja przygotowała się do szczytu po swojemu. Przez ostatnie tygodnie w nadwołżańskiej Samarze zajmowano się głównie aresztowaniem polityków opozycji. "Łapanka w Samarze daje liderom Unii Europejskiej spojrzenie z pierwszej ręki na sytuację w Rosji" - mówiła Holly Carnter z Human Rights Watch, wzywając liderów UE, by nie chowali głowy w piasek.

Mało prawdopodobne, by to uczynili. Już w ubiegłym tygodniu kanclerz Angela Merkel zadzwoniła do Putina, żeby zaprotestować przeciwko prześladowaniu opozycji. "Rosjanie mają prawo do krytykowania swojego rządu" - oznajmił rzecznik niemieckiego rządu. Dla Rosjan to nowość, bo poprzednik chadeckiej kanclerz, socjaldemokrata Gerhard Schröder, nazywał swojego rosyjskiego przyjaciela, z którym wspólnie spędzał wakacje, "czystym jak łza demokratą".

Analitycy są zgodni: z nową Unią Władimir Putin nie będzie miał łatwego życia. Dla Angeli Merkel, Nicolasa Sarkozy’ego czy Gordona Browna, Putin nie jest bohaterem. "Wraz z odejściem Schrödera, Berlusconiego i Chiraca rosyjski prezydent stracił swoich unijnych przyjaciół" - mówi DZIENNIKOWI Katinka Barysch z londyńskiego Center for European Reform (CER).

Nowi politycy Unii nie zamierzają przytakiwać rosyjskiemu przywódcy, a powody tego są jasne: ich społeczeństwa nie lubią Rosji Putina i cenią twardy język w rozmowach z Kremlem. Niedawny światowy sondaż GlobeScan wykazał jednoznacznie, że społeczeństwa Zachodu są nie mniej rusofobiczne niż oskarżani o to Polacy.

"Jesteśmy zaniepokojeni sytuacją praw człowieka w Rosji, a także tym, co dzieje się w Czeczenii" - bez ogródek mówił w czasie niedawnej kampanii we Francji Francji Nicolas Sarkozy. Doczekał się łatki rusofoba. Rosyjski ambasador bombardował jego sztab notami protestacyjnymi, zaś gdy Sarko został prezydentem, Kreml zwlekał aż 48 godzin ze złożeniem gratulacji. Za czołowego rusofoba w obozie Sarkozy’ego Rosjanie uznali jego wpływowego doradcę Francois Fillona - ich pech polega na tym, że od wczoraj to nowy premier Francji.

Wraz z dezercją europejskiego tandemu Francja - Niemcy, szeregi ewentualnych sympatyków Kremla kruszeją - Moskwa nadrabia to dobrymi stosunkami z częścią Europy Środkowej, m.in. z Węgrami i Czechami, ale to za mało, by uzależnić od siebie Unię. Tym bardziej, że raz po raz Rosja otwiera kolejne fronty, jak niedawny propagandowy najazd na Estonię. "Stosunki Rosja - UE zaszły w ślepą uliczkę, a Europa, w której Rosja się dobrze czuła, odeszła w niepamięć" - mówi rosyjski analityk Dmitrij Susłow.

Polska na tej sytuacji tylko zyskuje. Gdy w ubiegłym roku wetowała rosyjsko-unijne negocjacje i domagała się zdjęcia embarga na dostawy mięsa, była niczym samotny jeździec. - Przegra, bo głupi zawsze przegrywa - ironizował wtedy bezczelnie jeden z doradców Putina. Mylił się.

Dziś stanowisko Polski cieszy się w Europie zrozumieniem. "Atmosfera jest taka, że nic nie musimy robić. Zostawiamy tę sprawę Komisji Europejskiej" - przyznaje wysoko postawiony rozmówca DZIENNIKA w polskich władzach.

Znamienne jest, że Putin traci też przyjaciół w wielu środowiskach opiniotwórczych. Aleksander Rahr z Niemieckiego Stowarzyszenia Polityki Zagranicznej, przez lata postrzegany jako orędownik ugłaskiwania Kremla, teraz wypowiada się zgodnie z duchem nowej epoki. "Chirac, Schröder i Berlusconi stawiali z Rosją na sprawy gospodarcze i drażliwe kwestie polityczne zbijali milczeniem. Efekt tego jest niemal wyłącznie negatywny" - mówi DZIENNIKOWI.


Saryusz-Wolski: Test jedności Unii

Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany PO, szef komisji spraw zagranicznych w Parlamencie Europejskim:
W tej chwili obserwujemy, jak rodzi się rzeczywista europejska solidarność wobec Rosji. Rodzi się ona w bólach - bo w UE istnieją realne i potencjalne interesy ekonomiczne, złudzenia, że więcej można osiągać w relacjach dwustronnych niż wielostronnych. To nie zmienia jednak faktu, że ogólny kierunek, w którym zmierza obecnie Unia, to większa solidarność krajów członkowskich w relacjach z Rosją.

Ten proces tworzy nieco konfrontacyjną atmosferę w relacjach unijno-rosyjskich, ale jedynie na krótko. Dzisiaj Rosja kontestuje Unię. Twierdzi, że będzie osobno rozmawiać z państwami A, B czy C - a poprzez Brukselę z państwami D, E czy F.

Unia Europejska przechodzi więc test jedności. Solidarna postawa skłoni Rosję do uznania, że z wartości unijnych i Traktatu wynikają podstawy do mówienia jednym głosem w polityce zagranicznej. To oznacza też, że polityka dziel i rządź nie ma tu zastosowania. W średniej i dłuższej perspektywie Rosja zrezygnuje z dzielenia członków UE na państwa pierwszej i drugiej kategorii. Relacje znacznie się wtedy poprawią.

Embargo na polskie produkty spożywcze jest w tym procesie jedynie tematem zastępczym. To test, czy wspólna polityka handlowa UE będąca kamieniem węgielnym wspólnoty obejmuje nowe kraje członkowskie. Rosja twierdziła, że nie. Bruksela wahała się, lecz przebudzona polskim wetem dla porozumienia o partnerstwie i współpracy twardo poparła jedność europejską.

W relacjach z Rosją Bruksela powinna mówić jednym głosem. Nie wahać się przed uzależnieniem poparcia Europy dla członkostwa Rosji w Światowej Organizacji Handlu od uznania przez Moskwę europejskiej solidarności. W raporcie, który przygotowuję, dotyczącym aspektów politycznych bezpieczeństwa energetycznego Unii znajduje się taka rekomendacja.


Zatulin: To ślepa uliczka

Konstantin Zatulin, deputowany do rosyjskiej Dumy:
Przeciwstawianie Europy i Rosji jest sztuczne. Nasz kraj jest częścią Europy nie tylko geograficznie, lecz także kulturowo. Ci, którzy mówią o tym, że stosunki między Rosją a UE znalazły się w ślepej uliczce, sami zapędzają się w kozi róg.

Prawda jest taka, że to dawni komsomolcy z państw postkomunistycznych, wśród których znalazła się Estonia i niestety Polska, kierują Unię na antyrosyjskie tory. Zapominają o odpowiedzialności i przyzwoitości. Chyba nie zdają sobie sprawy, że nie chodzi tu o stosunki bilateralne, tylko o przyszłość Starego Kontynentu.

Jeśli, przez swoje zaślepienie doprowadzą do nowej zimnej wojny, dla nas będzie to oznaczało konieczność historycznego zwrotu - na wschód, w stronę Chin. A odpowiedzialność za to będą ponosić właśnie ci, którzy Rosję do tego zmuszą.

My Rosjanie tak samo jak Europa chcemy, aby nasz kraj był demokratyczny. Osobiście zależy mi na istnieniu opozycji. Ale opozycji rosyjskiej, a nie służącej obcym interesom.

To, że czasem sięgamy po kontrowersyjne środki, wynika z tego, że chcemy zabezpieczyć się przed utratą suwerenności i wrogimi wpływami. Sami czasem nie jesteśmy przekonani co do słuszności tych środków. Dlatego to nie jest powód, aby między Rosją a Unią wznosić barykady.

Jeśli jednak chodzi tylko o to, żeby Rosji wskazać jej miejsce, wygnać za Ural i zredukować do roli dostarczyciela surowców - to będziemy się bronić. I będziemy szukać sojuszników.















































Reklama