Szczyt UE - Rosja był skazany na fiasko, zanim się rozpoczął. W ostatnich tygodniach atmosfera gęstniała z dnia na dzień; rosyjskie embargo na polskie mięso, odcięcie dostaw ropy do rafinerii "Możejki" na Litwie, "pomnikowa wojna" między Moskwą a Tallinem przesądziły, że na spotkaniu Putina z kanclerz Niemiec i szefem Komisji Europejskiej José Barroso w malowniczym kurorcie niedaleko Samary, zamiast tradycyjnej przyjaźni na pokaz zapanuje co najmniej klimat nieufności.

I tak też się stało. Putin na wstępie zapowiedział, że nie będzie tematów tabu. Ale próbował w swoim stylu oczarować rozmówców: do czwartkowej kolacji w starorosyjskiej restauracji przygrywały bałałajki, a zachodni goście mogli nacieszyć się widokiem nadwołżańskich wrzosowisk.

Jednak ani wykwintna kuchnia, ani piękne widoki nie powstrzymały Merkel i Barroso przed ostrymi słowami wobec Putina. "Jeśli chcecie bliskiej współpracy, powinniście zrozumieć, że UE opiera się na solidarności" - oświadczył Barroso na konferencji prasowej kończącej szczyt.

To wyraźny sygnał, że Unia nie ma zamiaru tolerować dłużej rosyjskich prób skłócenia Wspólnoty, a jej nowi członkowie z dawnej rosyjskiej strefy wpływów nie muszą się obawiać, że w relacjach z potężnym i nieprzewidywalnym partnerem zostaną pozostawieni sami sobie.

Pełną solidarność z nami okazała też niemiecka kanclerz, kiedy Putin oznajmił, że problem utrzymywanego od półtora roku embarga na polskie mięso powinien zostać rozstrzygnięty w dwustronnych rokowaniach Moskwy z Warszawą.

"Polska od roku nie rozmawia z Rosją na temat mięsa. Dobrze, że jest niemiecka kanclerz, która występuje w jej imieniu" - ironizował rosyjski prezydent. Merkel zachowała zimną krew: "Embargo to sprawa całej Unii" - odpowiedziała.

Kiedy zaś Putin zarzucił Estonii i Łotwie łamanie praw ludności rosyjskojęzycznej, szefowa niemieckiego rządu wytknęła mu, że nie wypuścił z Moskwy czołowych opozycjonistów, którzy jechali demonstrować w Samarze przeciw Kremlowi. To czytelna aluzja, że Rosja, która broni Rosjan za granicą, sama narusza ich prawa u siebie.

"Dzięki Bogu za taką postawę przedstawicieli UE" - komentuje w rozmowie z DZIENNIKIEM pierwszy prezydent Litwy, eurodeputowany Vytautas Landsbergis. "Jeśli Unia broni któregokolwiek ze swoich członków, to w istocie broni samej siebie. Intencją Rosji jest rozbicie Wspólnoty: jednych kusi łapówkami, np. korzystnymi kontraktami energetycznymi, a na innych przypuszcza pirackie ataki internetowe, jak na Estonię" - dodaje.

Zdaniem Jacka Saryusza-Wolskiego, szefa Komisji Spraw Zagranicznych w Parlamencie Europejskim, stosunki z Rosją to swego rodzaju przeciąganie liny. "Moskwa testuje unijną solidarność. Jeżeli ten jednolity front okaże się trwały, obiektywne interesy gospodarcze wymuszą na Rosji uznanie, że UE to całość, a nie zbiorowisko państw" - mówi eurodeputowany PO. "Rodząca się na naszych oczach wspólna polityka w końcu musi przynieść efekt" - dodaje.

Bez wątpienia takim konkretnym efektem byłoby rozpoczęcie rozmów o nowym unijno-rosyjskim porozumieniu, które ustaliłoby bezpieczne dla UE reguły współpracy, m.in. energetycznej. Blokuje je Polska z powodu embarga na mięso.

Jednak wczoraj Putin bagatelizował sprawę nowej umowy: " Nie ma dramatu" - mówił. Najwyraźniej oznacza to, że w obecnej chwili Moskwa nie jest już zainteresowana nowym porozumieniem z UE. Według wielu - nie przypadkiem.

"W takiej umowie musiałyby się bowiem znaleźć postanowienia o liberalizacji rynku energetycznego. To zaś nie jest na rękę Gazpromowi" - mówi DZIENNIKOWI Fiodor Łukianow. Jego zdaniem, ta sytuacja nie zmieni się za wygasającej w przyszłym roku kadencji Władimira Putina. W stosunkach UE - Rosja będzie więc dalej wiało chłodem.





















Reklama