W stronę budynku, w którym afgański prezydent spotykał się ze starszyzną plemienną, poleciało dwanaście rakiet. Na szczęście wszystkie chybiły celu. I to mocno, bo pociski spadły kilkaset metrów dalej.
Jednak ostrzał i wybuchy wywołały panikę. Niewzruszony był tylko Hamid Karzaj. Poprosił wszystkich, żeby się uspokoili, a kiedy to zrobili, ze stoickim spokojem wygłosił swoje przemówienie do końca. A potem wsiadł do swojego śmigłowca i poleciał do Kabulu.
Afgański prezydent jest już chyba przyzwyczajony do zamachów na swoje ycie. Już dwukrotnie próbowano go zabić, od kiedy został wybrany.