Nowe miejsce kaźni znaleziono na przedmieściach Kabulu.To kolejne dowody brutalności sowieckich sił, które w latach 1979-1989 okupowały Afganistan. W sobotę opisaliśmy inne tajne więzienie - w dawnej sowieckiej bazie Chamtala. Wielki podziemny kompleks, gdzie ofiary gazowano lub zamurowywano żywcem, był przez ponad dwadzieścia lat całkowicie zasypany piaskiem.

Z rozmowy DZIENNIKA z afgańskim policjantem wynika, że miejsc takich jak to było znacznie więcej i że metody zabijania Afgańczyków należały do najbardziej brutalnych.

Udało nam się także dotrzeć do osoby, która przeżywa piekło innego owianego złą sławą kabulskiego więzienia Pul-e-Czarhi. Ci, którzy tam byli, wspominają, że jego ściany miały brunatny kolor, bo wsiąkała w nie krew katowanych ludzi.

Były więzień, generał dawnej armii królewskiej, trafił za kraty, bo odmówił wstąpienia do partii komunistycznej. Przesiedział tam kilka miesięcy. Był torturowany zarówno przez Afgańczyków, jak i przez sowieckich "doradców wojskowych". Widział, jak zabierano ludzi na egzekucje, widział też jak inni wracali okaleczeni z przesłuchań.

Pojawiające się od kilku dni sensacyjne odkrycia rzucają jeszcze większy cień na sowiecką okupację Afganistanu, która w dzisiejszej Rosji zaczyna być rehabilitowana.

MARIA AMIRI: Potrafi pan ocenić, ile w całym Afganistanie może być masowych grobów ofiar sowieckiej interwencji?
GEN. ALI SZAH PAKTIAWAL: Wiele. Nawet w Kabulu, a to przecież stolica, nie odkryliśmy jeszcze wszystkich miejsc kaźni. A chodzi o naprawdę olbrzymie obiekty - nie znamy jeszcze nawet dokładnej wielkości więzienia w Chamtali, badania tego kompleksu dopiero się rozpoczęły. Już w zeszłym roku odkryto przecież ogromny masowy grób w kabulskim więzieniu Pul-e-Czarhi. W tej chwili posiadam informacje o jeszcze jednej dawnej podkabulskiej sowieckiej bazie wojskowej, w której mordowano ludzi. Znamy w przybliżeniu jej położenie, wkrótce zaczniemy poszukiwania. Trudno jednak odszukać takie miejsca, gdyż najczęściej - tak jak było w przypadku Chamtali - po zabiciu więźniów całe obiekty zasypywano piachem, by nawet najmniejszy ślad nie pozostał po tym bestialstwie.

Jak afgańska policja natrafiła na trop masowego grobu w Chamtali?
Któregoś dnia przyszedł do mnie starszy człowiek, który przed laty był kierowcą w sowieckiej bazie położonej na przedmieściach Kabulu. To on poinformował nas, że widział jak przywożono i zabijano tam setki ludzi. Od razu postanowiliśmy sprawdzić jego informację. Pojechaliśmy do Chamtali i zaczęliśmy kopać. Kopaliśmy dobre trzy metry, gdy spod piachu wyłoniły się masywne drzwi. Sforsowaliśmy je i weszliśmy do piwnic dawnej bazy. Okazało się, że to jeden wielki masowy grób.

Ilu ludzi zamordowano w Chamtali?
Proszę mi wierzyć, zabito tam setki, setki ludzi. Sowieci zwozili ich z całego Afganistanu. Łatwo to poznać, bo na zwłokach zachowały się do dziś resztki ubrań charakterystycznych dla różnych zakątków mojego kraju. Baza w Chamtali to rozbudowany kompleks podziemnych pomieszczeń, podzielonych na sektory, a w każdym po kilka czy kilkanaście cel. Oczywiście, bez jakichkolwiek otworów w ścianach czy wentylacji.

Jak ginęli więźniowie?
W każdym pomieszczeniu zamykano po kilkadziesiąt związanych osób. Potem najczęściej zamurowywano drzwi i zostawiano ich aż umarli. Powoli, w strasznych mękach ci ludzie dusili się z braku powietrza. W jednym z pomieszczeń znaleźliśmy ciała około stu osób usadzonych w rzędzie. Więźniowie do końca trzymali się za ręce. Zmarli w takiej pozycji, co moim zdaniem wskazuje na to, że prawdopodobnie zostali zagazowani. Jedynie część przetrzymywanych w Chamtali osób została rozstrzelana.

Czy wiadomo, kim były ofiary?

Tego jeszcze nie wiemy. W tej chwili nie potrafimy nawet powiedzieć, w jakich dokładnie latach zamordowano tych ludzi. Będziemy prowadzić śledztwo, by wyjaśnić, do czego tak naprawdę doszło w tej sowieckiej bazie. Jeżeli uda się zidentyfikować którąkolwiek z ofiar, zwłoki zostaną przekazane rodzinie. Chcielibyśmy poznać jak najwięcej szczegółów, od nazwisk po okoliczności śmierci tych ludzi. Szansa wciąż istnieje - szczątki sporej części ofiar nie uległy całkowitemu rozkładowi, u większości zachowały się zęby, a nawet włosy i brody. Z naszych wstępnych ustaleń wynika, że w Chamtali trzymano wyłącznie mężczyzn. Znalezione tam kości wskazują, że byli wśród nich również młodzi chłopcy.


















Generał Mir*: Widziałem, jak Sowieci i komuniści potrafią mordować

Odszedłem z wojska, kiedy król Zahir Szah został obalony. Kilka lat później do władzy doszli komuniści i zażądali, byśmy zapisali się do partii. Odmówiłem i właśnie za to znalazłem się za kratkami. To była wiosna 1979 roku. Kilka miesięcy później, w grudniu, armia sowiecka wkroczyła do mojego kraju, by wesprzeć niepopularny reżim.


Reklama

Trafiłem do Pul-e-Czarchi, największego więzienia w Kabulu. To trzypiętrowy budynek we wschodniej części miasta. Więźniów umieszczano w niewielkich celach o rozmiarach trzy metry na półtora, z niewielkimi okienkami, przez które wpadała do środka mała smuga światła. W każdej z cel siedziało w strasznej ciasnocie od dziesięciu do piętnastu osób. Od czasu do czasu robiło się na chwilę nieco luźniej, bo niektórych z nas wyciągano na egzekucję.

Zaraz zresztą na to puste miejsce wpychano nowych. Trzy razy dziennie dawano nam jedzenie - rano herbatę z chlebem, w południe suchy ryż, wieczorem warzywa. Brakowało wody. Dwa razy w ciągu doby wypuszczano nas z cel do szaletu. Do Pul-e-Czarchi trafiali różni ludzie. Byli tam i mudżahedini, i zwolennicy króla, wojskowi oraz intelektualiści. Ale zdarzali się i zwykli ludzie, których aresztowano bez przyczyny, były wśród nich kobiety i dzieci.

Sercem więzienia były tajne pomieszczenia, w tym cele przystosowane do torturowania prądem. To w nich Afgańczycy i ich sowieccy "doradcy" katowali ludzi. Zaczynało się późnym wieczorem, gdy w całym Pul-e-Czarchi gaszono światło. Strażnicy przychodzili wtedy z kapturami lub chustami, zakładali je na głowy wybranym więźniom i wyprowadzali ich. Po jakimś czasie w całym budynku słychać było krzyki, jęki i płacz katowanych ludzi. I tak do rana.

Codziennie kilkadziesiąt osób wywożono na pobliski poligon, gdzie je zabijano. Najczęściej rozstrzeliwano, ale czasami zakopywano żywcem. Któregoś dnia w ciągu tych kilku miesięcy, jakie tam spędziłem, dotarła do nas straszna wiadomość: tego dnia zamordowano aż siedmiuset ludzi. To była jedyna informacja "ze świata", jaka przeniknęła do nas przez mury.

Czasem przesłuchujący ludzi Afgańczycy i Rosjanie tylko krzyczeli, czasem podsuwali zeznania do podpisania. Ale najczęściej bili: albo żeby zmusić więźnia do uległości, albo żeby sprawdzić odporność Afgańczyków. Jeśli ktoś podczas tortur stracił przytomność, wracał do celi. Przechodzili przez to wszyscy, także kobiety i dzieci.

Pewnemu znanemu prokuratorowi z Kabulu wyrywano paznokcie, ponawiano tę torturę za każdym razem, gdy mu odrosły. W końcu zmarł. W Pul-e-Czarchi przebywała też kobieta, generał dawnej królewskiej armii. Oprawcy żywcem wyłupili jej oczy. Przeżyła więzienie, wyszła na wolność razem ze mną. Była jednak tak wycieńczona, że zmarła wkrótce potem.

Ja byłem torturowany co kilka dni. Najczęściej bito mnie aż do utraty przytomności, kilkakrotnie wyrwano mi paznokcie. Zawierzyłem swój los Allahowi i powiedziałem sobie, że jeżeli mam przeżyć, to przeżyję, jeśli nie, to nie. Rosjanie nigdy jednak nie zobaczyli w moich oczach strachu. Gdyby to potrwało dłużej, pewnie zostałbym zakatowany. W tamtym czasie, jeśli ktoś trafił do więzienia, rzadko wychodził żywy.

Przez przypadek życie uratował mi kolejny przewrót, gdy frakcja Babraka Karmala przy pomocy Rosjan obaliła okrutnego Hafizullaha Amina. Karmal, nie wiedzieć czemu, zarządził zwolnienie wszystkich więźniów. Przeżyłem.



*Generał Mir służył w królewskiej armii Afganistanu, z której odszedł po republikańskim przewrocie w 1973 roku. Do więzienia w Pul-e-Czarchi trafił za odmowę wstąpienia do partii komunistycznej