By skutecznie ruszyć na łowy, zamierzają sięgnąć po najnowsze technologie. "Głośmy Słowo Boże w grze Second Life" - oto ich nowy pomysł. Artykuł w jezuickiej gazecie już dziś wywołuje sporą dyskusję - większość głosów jest w niej zdecydowanie na tak.

Reklama

Idea pojawiła się w ostatnim numerze jezuickiego pisma "Civilita Cattolica". Pomysł jest prosty: jezuiccy misjonarze powinni przeniknąć w szeregi awatarów, walczyć na argumenty z grasującymi po Second Life sektami i nieść Słowo Boże, dokładnie tak jak dawni jezuici nieśli je poganom. Dla wielu pomysł, który się pojawił, nie jest niczym dziwnym, bo ktoś, kto nie dostrzega dziś potęgi światowej gry, jest po prostu krótkowzroczny.

Second Life - jeden z fenomenów internetowego świata - to kilka milionów użytkowników, którzy toczą alternatywne życie, zawierają w nim przyjaźnie, tworzą rodziny i robią zakupy w wirtualnych sklepach. Potęgę wciągającej gry już dawno zauważył biznes - markowe sklepy i banki mają w niej swoje siedziby, pierwsze kraje otwierają tam ambasady, partie prowadzą kampanie wyborcze, a awatarzy tworzą ruchy społeczne, związki zawodowe i ugrupowania. Religia też już wcześniej dotarła do wielkiej gry - w SL pojawiły się meczety, katedry, synagogi, protestanckie zbory i świątynie zen. Dla jezuitów nie ulega wątpliwości, że to miejsce również dla nich.
"Za każdym awatarem kryje się mężczyzna lub kobieta, którzy być może szukają właśnie Boga i wiary, być może mają bardzo silne potrzeby religijne" - napisał autor artykułu ojciec Antonio Spadaro, ekspert od nowych technologii internetowych.

Technika takiego nawracania byłaby zapewne prosta - wśród milionów awatarów pojawiliby się jezuiccy misjonarze, zakon powołałby też własne miejsca modlitwy, w których mogliby się spotykać wierni.

Watykaniści nie są zdziwieni postawą zakonu, który w 1534 r. założył bohater czasów kontrreformacji św. Ignacy Loyola. Co najwyżej zastanawiają się, dlaczego jezuici dopiero teraz sięgają po potężną internetową broń.

"Nawet w cyberprzestrzeni jest miejsce dla Boga. Dlatego nie widzę w tym nic złego" - mówi DZIENNIKOWI Andrea Tornielli, watykanista z włoskiego dziennika "Il Giornale". Jak przypomina, Watykan od dawna wykorzystuje internet, a Kościół wszedł w erę komputerów za czasów Jana Pawła II, który mówił, że internet "otwiera wspaniałe możliwości szerzenia Dobrej Nowiny". Mimo to cybernawrócenie - zgodnie z nauką Kościoła - dobre jest tylko na początek. "Internet nigdy nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z księdzem i drugim człowiekiem" - podkreśla Tornielli.