Raport obciąża winą nie tylko własnych pracowników, ale też podwykonawców pracujących na platformie. W 193-stronicowym raporcie odpowiedzialność za katastrofę przypisano "sekwencji błędów popełnionej przez różne strony". Do wypadku miały się przyczynić m.in. usterki mechaniczne, decyzje podejmowane przez pracowników, błędy inżynieryjne czy sposób wprowadzania w życie podejmowanych decyzji.
Bezpośrednią odpowiedzialnością za wypadek BP obciążą pracowników firmy Transocean, którzy przez 40 minut mieli jakoby ignorować sygnały nadchodzącej katastrofy. Część winy spada też na firmę Halliburton, która miała zadbać o bezpieczeństwo szybu.
Eksperci twierdzą, że z raportu można wywnioskować, jaką linię obrony obierze firma, której wciąż grożą wysokie odszkodowania i kary. Pracujący pod kierownictwem szefa bezpieczeństwa BP, Marka Bly'a, ich zdaniem miał za zadanie podzielić odpowiedzialność tak, by B nie była zmuszona ponieść wszystkich kosztów katastrofy.
To jednak nie najważniejsze dochodzenie, z jakim ma do czynienia naftowy gigant. Własne dochodzenie kryminalne w sprawie katastrofy z 20 kwietnia - w której zginęło 11 pracowników Deepwater Horizon - prowadzi amerykański Departament Sprawiedliwości.
Jak się szacuje, w wyniku wybuchu do wód Zatoki Meksykańskiej wyciekło ok. 4,9 mln baryłek ropy. Mimo prowadzonej na szeroką skalę operacji ratunkowej wydobyto z wody jedynie ok. 800 tysięcy baryłek. Zanieczyszczenie wód Zatoki uznaje się powszechnie za największą katastrofę ekologiczną w historii USA. BP wydała do tej pory około 8 miliardów dolarów na uporanie się ze wycieku. Blisko 400 milionów dolarów trafiło w ramach odszkodowań do mieszkańców stanów położonych nad Zatoką Meksykańską.