W znajdującym się na wyspie ośrodku dla uchodźców jest tymczasem zaledwie 850 miejsc. W niedzielę łodziami przypłynęło około 700 ludzi.
Włoskie media informują o rosnącym napięciu na Lampedusie, której ludność, zirytowana brakiem rozwiązania pogłębiającego się kryzysu imigracyjnego, buntuje się coraz gwałtowniej przeciwko napływowi przybyszy z Tunezji i apeluje wręcz o "wyzwolenie" wyspy.
Z drugiej strony pogarsza się też sytuacja samych uchodźców, koczujących w fatalnych warunkach na skwerach, na ławkach na molo. Miejscowa ludność nie chce się w żadnym razie zgodzić na urządzenie miasteczka namiotowego dla imigrantów.
W niedzielny poranek kilkuset Włochów zablokowało nabrzeże, by nie dopuścić do zacumowania promu, który przywiózł namioty i przenośne toalety na potrzeby takiego obozowiska. Ostatecznie protestujący ustąpili zgadzając się na rozładunek sprzętu, ale dopiero wtedy, gdy otrzymali zapewnienie, że uchodźcy będą przebywać tam krótko, a mieszkańcy wyspy dostaną rekompensaty.
Miasteczko namiotowe nie powstanie - zapewnił burmistrz Bernardino De Rubeis. "Postawa państwa jest haniebna. Włochy pozwalają na to, aby te tysiące imigrantów były traktowane jak zwierzęta. Całe Włochy powinny się wstydzić" - oświadczył burmistrz, cytowany przez agencję ANSA.
Lampedusa nie może stać się obozem dla uchodźców na kilka miesięcy przed rozpoczęciem sezonu letniego. To nas wykończy. Imigranci muszą zostać przewiezieni do innych części Włoch - argumentują mieszkańcy, spośród których wielu utrzymuje się z turystyki.
Zaniepokojenie brakiem konkretnych działań ze strony włoskiego rządu wyraża Kościół katolicki. "Nieobecność rządu jest bardzo poważna, zwłaszcza, że ludność potrzebuje konkretnych odpowiedzi i bardzo silnego zaangażowania" - powiedział proboszcz miejscowej parafii ksiądz Stefano Nastasi.