Sondaż, przeprowadzony na zlecenie magazynu "Io donna", wydawanego z dziennikiem "Corriere della Sera", wskazuje, że za powierzeniem kobiecie teki stanowiska szefa rządu opowiada się 93 procent pań i 72 procent mężczyzn.
W 150-letniej historii zjednoczonych Włoch nie było nigdy kobiety premiera.
Większy kłopot Włosi mają ze wskazaniem konkretnej kandydatki; w sondażu nie potrafiło tego zrobić 71 procent z nich. Pozostali najczęściej wymieniali przewodniczącą klubu opozycyjnej centrolewicowej Partii Demokratycznej w Senacie Annę Finocchiaro. Na kolejnych miejscach preferencji znajdują się wiceprzewodnicząca Senatu Emma Bonino z partii Radykałowie oraz wiceprzewodnicząca Izby Deputowanych Rosy Bindi z Partii Demokratycznej, kilkakrotnie obrażona przez premiera Silvio Berlusconiego, który żartował publicznie z jej wyglądu.
Jako szefową rządu Włosi proponują też prezes Związku Przemysłowców Emmę Marcegaglię.
40 procent osób, pytanych o to, którą z przywódczyń na arenie międzynarodowej najbardziej podziwia, wskazało kanclerz Niemiec Angelę Merkel, a na drugim miejscu szefową amerykańskiej dyplomacji Hillary Clinton.
W tym samym sondażu prawie dwie trzecie ankietowanych wyraziło opinię, że kobiety są w stanie rządzić tak samo jak mężczyźni. Z kolei w opinii jednej trzeciej Włochów zrobiłyby to lepiej.
78 procent Włochów popiera zasadę parytetu we władzach i instytucjach państwowych. Przeciwnych temu jest 16 procent osób.
Sondaż ten uznano w komentarzach za wyjątkowo ważny w momencie politycznego kryzysu, w jakim znalazły się Włochy w związku z burzą wokół zamieszanego w skandale obyczajowe premiera Berlusconiego. Wyniki te - podkreśla się w analizach - świadczą o tym, że Włochy gotowe są na przełom w swej historii, polegający na masowym wejściu kobiet do życia politycznego oraz najważniejszych instytucji kraju.