"To zadziwiające i zupełnie nierealistyczne" - oceniła państwowa spółka energetyczna Electrabel. W 2003 roku rząd przyjął ustawę, która zakłada, że stopniowe zamykanie reaktorów w dwóch belgijskich elektrowniach atomowych rozpocznie się w 2015 roku - wraz z wygaszeniem trzech najstarszych bloków reaktorowych. Pozostałe cztery reaktory są nowsze i zgodnie z obowiązującą ustawą mają być wygaszone do 2025 roku.
W 2009 roku rząd Hermana Van Rompuya zgodził się na wydłużenie działania najstarszych reaktorów do 2025 roku w zamian za dodatkowy podatek nałożony na firmy je eksploatujące. Zamknięcie ich w 2015 roku byłoby zbyt kosztowne - tłumaczono. Jednak sześć partii, które wejdą w skład nowego rządu (francuskojęzyczni i flamandzcy socjaliści, chadecy i liberałowie), postanowiło w niedzielę podtrzymać przyjętą ustawę w jej wcześniejszym kształcie i rozpocząć wygaszanie reaktorów w 2015 roku.
Decyzja jest opatrzona wieloma warunkami, m.in. wygaszanie reaktorów atomowych musi być poprzedzone analizą wykonalności i kosztów, a nowy rząd Belgii w ciągu sześciu miesięcy od powołania będzie musiał przygotować plan działań, w którym określi, czym zostanie zastąpiona energia jądrowa.
Francuskojęzyczny dziennik "Le Soir" w środę poświęca decyzji rządu dwustronicowy komentarz. "Żeby przejść na zieloną energię, trzeba będzie dużo zainwestować" - ostrzega. Powołując się na ostatnie badania państwowej komisji ds. gazu i elektryczności, gazeta przypomina, że w elektrowniach atomowych wytwarza się 50-60 proc. energii zużywanej obecnie przez Belgów.
Według jednego ze scenariuszy omawianych przez komisję, zamknięcie trzech najstarszych reaktorów w 2015 roku pogrążyłoby kraj w ciemnościach na kilkaset godzin, bo Belgia już teraz produkuje za mało energii w stosunku do potrzeb kraju. "Le Soir" zauważa też, że podniosłoby to i tak już wysokie ceny energii w Belgii.
Dziennik przestrzega również przed skutkami dla belgijskiego społeczeństwa.
W samych elektrowniach pracuje około 2 tys. osób, drugie tyle odpowiada za usługi związane z energią jądrową w państwowej spółce Electrabel. Elektrownia w Tihange na południu, gdzie znajduje się jeden z trzech najstarszych reaktorów, zatrudnia 950 osób oraz 300 podwykonawców. Po wygaszeniu starego reaktora część z nich straciłaby pracę.
Ponadto na zamknięciu reaktora straciłaby gmina Tihange: co roku na 45 mln euro przychodów 12 mln pochodzi z podatków nałożonych na elektrownię, a 3,7 mln z odszkodowań wypłacanych za ewentualne szkody dla środowiska. Już teraz gmina domaga się kompensacji strat na wypadek zamknięcia elektrowni. Podobne żądania wysuwa szesnaście gmin z nią sąsiadujących, które rocznie otrzymują od rządu 851 tys. euro z tytułu sąsiadowania z elektrownią atomową.
Belgia jest kolejnym po Niemczech krajem, który zamierza zrezygnować z energii jądrowej. "Le Soir" przestrzega jednak, że w Niemczech proces ten trwa "długo i pochłonął wiele inwestycji". "Kraj musi wybudować nowe linie wysokiego napięcia, żeby dostarczyć energię produkowaną przez wiatraki z północy na południe kraju, a ten typ robót z kolei spotyka się często z silnym sprzeciwem mieszkańców, trudno też zdobyć zezwolenia na budowy" - przypomina dziennik.