Ankara odwołała w piątek z Paryża swojego ambasadora. Premier Turcji Recep Erdogan poinformował też, że Turcja wstrzymuje współpracę polityczną, gospodarczą i wojskową z Francją. "Pragnę z mocą podkreślić. To jest dopiero początek" - powiedział Erdogan, cytowany przez "Guardiana". "Zawieszamy pozwolenia na wszystkie przeloty, lądowania i starty (francuskich) samolotów wojskowych. Od dziś odrzucamy wnioski o pozwolenie na wpływanie do portów okrętów wojennych. Nie będziemy uczestniczyć w dwustronnych spotkaniach francusko-tureckiej komisji gospodarczo-handlowej" - wyliczył turecki premier i dodał, że sankcje wobec Francji wprowadzane będą "stopniowo, lecz (...) w sposób zdecydowany".
Brytyjski dziennik przypomina, że historia metodycznej rzezi Ormian w imperium otomańskim jest od dawna kwestią sporną między Ankarą a Paryżem, jak i jej bliskim sojusznikiem Waszyngtonem. Turcja protestowała przeciw projektowi tej ustawy od dłuższego czasu, a w ostatnim tygodniu wysłała do Paryża delegację, której zadaniem było odwieść francuskich deputowanych od jej przegłosowania. Zgromadzenie Narodowe, czyli niższa izba francuskiego parlamentu, uchwaliło ją jednak w czwartek. Nowe prawo przewiduje rok więzienia i 45 tys. euro grzywny za każde publiczne negowanie ludobójstwa Ormian, jakiego dopuścili się Turcy w latach 1915-1917. Ustawę o uznaniu rzezi Ormian na terenie imperium osmańskiego za ludobójstwo przyjęto we Francji w 2001 roku.
Pod konserwatywno-islamskimi rządami premiera Erdogana Turcja nabrała pewności siebie zarówno ze względu na wzrost gospodarczy, który w 2011 roku utrzymywał się na rekordowym poziomie 9,6 proc., jak i z powodu coraz bardziej asertywnej dyplomacji - pisze AFP. "Nie ma już Turcji defensywnej, teraz jest Turcja aktywna i silna na wszystkich frontach (...) Czas narzucania nam czegokolwiek skończył się" - powiedział w piątek szef tureckiej dyplomacji Ahmed Davutoglu. Był to tylko jeden głos w ofensywie ataków na Francję, zarzutów pod adresem jej prezydenta i kolonialnej historii, jaką Turcy przypuścili w piątek. Erdogan oskarżył Francję o popełnienie ludobójstwa w czasie wojny algierskiej (1954-1962). Turecki dziennik "Socsu" na pierwszej stronie określił francuskich deputowanych, którzy głosowali za przyjęciem ustawy, jako "45 maniaków". Anonimowy dyplomata turecki powiedział AFP, że Ankara nie będzie już "workiem treningowym" francuskich polityków, którzy zabiegają o głosy ormiańskiej diaspory liczącej we Francji około 500 tys. osób.
Ekspert Waszyngtońskiego Instytutu ds. Bliskiego Wschodu Soner Cagaptay powiedział w piątek CNN, że Turcja staje się teraz graczem globalnym, jej wpływy - zwłaszcza w świecie arabskim - umacniają się, a Ankara jest przekonana, że nie potrzebuje Europy, by utrzymać szybki wzrost gospodarczy kraju. Skłania ją to czasem do przyjmowania wojowniczej postawy w polityce zagranicznej. Jednak, jak podkreśla Cagaptay, turecki boom gospodarczy wynika z głównie przekonania, że jest to kraj stabilny, co przyciąga inwestorów. Jeśli Ankara będzie prowadzić wojowniczą politykę zagraniczną, doprowadzi do utraty wizerunku stabilnej gospodarki i jej aspiracje do roli kraju o globalnym znaczeniu i rozległych wpływach spełzną na niczym. Nowo nabyta siła Turcji zależy od "soft power" (wpływów dyplomatycznych i kulturowych) i opiera na się na postrzeganiu jej jako spokojnego kraju - podkreśla Cagaptay.
Paryż stara się łagodzić spór z Ankarą. Francja "ubolewa z powodu przesadnej reakcji" Turcji - napisał w czwartek w komunikacie szef francuskiej dyplomacji Alain Juppe. Prezydent Nicolas Sarkozy powiedział w piątek, że Francja szanuje "przekonania swoich tureckich przyjaciół", ale Turcy powinni też "respektować nasze" przekonania. Turcja zdecydowanie zaprzecza, że imperium otomańskie dopuściło się rzezi Ormian na wielką skalę. Ankara uznaje, że w Anatolii podczas pierwszej wojny światowej zginęło do 500 tys. Ormian, i utrzymuje, że nie byli oni ofiarami eksterminacji, lecz chaosu, w którym pogrążyło się imperium w ostatnich latach swego istnienia.
Zdaniem Ormian oraz w ocenie wielu ekspertów w wyniku zaplanowanej akcji zginąć mogło od miliona do 1,5 mln ludzi. Czystki etniczne przybierały charakter brutalnych rzezi. Towarzyszyły im deportacje, tzw. śmiertelne marsze i planowe niszczenie ormiańskiej inteligencji. Wyjątkowe okrucieństwo i metodyczne wyniszczanie substancji narodu ormiańskiego sprawiło, że w amerykańskich kręgach akademickich sprawa ta, zwana Holokaustem Ormian, jest najczęściej badanym przypadkiem ludobójstwa po Holokauście Żydów podczas II wojny światowej. Amerykańskie Stowarzyszenie Historyczne uznaje rzeź Ormian za jedno pierwszych zaplanowanych ludobójstw, obliczonych na eksterminację grupy etnicznej.