Amerykański żołnierz, uznany za winnego zabicia 16 cywilów w Afganistanie, dostał dożywocie. Nie będzie mógł się ubiegać o przedterminowe zwolnienie. Tak orzekł sześcioosobowy wojskowy skład sędziowski po blisko dwugodzinnej naradzie. Wcześniej, przez pięć dni trwały przesłuchania żołnierza.
Reklama
Sierżant Robert Bales wcześniej przyznał się do winy. Było to efektem ugody z oskarżycielami - w zamian za to nie dostał kary śmierci.
W marcu 2012 roku Bales opuścił bazę, w której stacjonował jego oddział i udał się do pobliskiej wioski, gdzie otworzył ogień do cywilów. Wśród jego ofiar były kobiety i dzieci.
Komentarze (20)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeTo może przestańmy czepaić się Niemców, którzy dokonali mordu cywilnej ludności Michniowa w odwecie za masakrę cywilnej ludności niemieckiej urządzoną przez polskich paryzantów. Czy jednak nie? Może jednak trzeba uznawać jakieś normy etyczne i na wojnie? Również tej prowadzonej w odległym kraju, w cudzym interesie.
Jedyną nauką z tego wyroku jest to, że USA nadal wyznają zasadę "zwycięzców nikt nie sądzi" i "prawo jest po stronie silniejszego", która tak skutecznie wypróbowali w czasie Trybunały Norymberskiego. Dla przypomnienia: Trybunał Norymberski nie skazał ani jednego przedstawiciela strony zwycięskiej za zbrodnie wojenne i ludobójstwo na Niemcach i narodach Europy Środkowej i Wschodniej. Podobnie Trybunał w Tokyo, choć masakra cywilów w Hiroszimie i Nagasaki stała się symbolem zbrodni wojennych.
Egipski interes USA - jak Waszyngton kupuje sobie sojusznika na Bliskim Wschodzie
Czołgi amerykańskiej konstrukcji M1 Abrams w egipskich siłach zbrojnych (fot.
Zwolennicy obalonego prezydenta Egiptu Mohammeda Mursiego giną od kul wystrzeliwanych z amerykańskiej broni. Na ulicach rozjeżdżają ich amerykańskie czołgi, a gaz do rozpędzania manifestacji też zapewne pochodzi z Ameryki. Mimo że ofiar jest coraz więcej, USA swej pomocy militarnej raczej nie cofną. Egipt jest dla nich zbyt ważny. Z pewnością ważniejszy niż setki ludzkich istnień.
Zdjęcia pokazywane w telewizji w USA, która raczej rzadko niepokoi Amerykanów relacjami z odległych zakątków świata, wyglądają nieprzyjemnie. Krzyczący ludzie, krew, chaos, rozpacz, tłumy trupów w meczetach i na ulicach. Jeszcze mniej sympatycznie robi się kiedy przychodzi świadomość, że wszystkie te ofiary zostały zabite z broni wysyłanej do Egiptu przez Stany Zjednoczone.
Gigantyczna "łapówka"
Około 1,3 miliarda dolarów pomocy militarnej płynie tam co roku od dziesiątków lat, niezależnie od tego czy krajem rządzi dyktator, jak Hosni Mubarak, demokratycznie wybrany prezydent, Mohammed Morsi, czy też - jak to ma miejsce teraz - lider junty wojskowej, generał Abd el-Fatah Said es-Sisi. Amerykanie pomocy nie wstrzymują, bo kupują za nią drugiego po Izraelu, najważniejszego sojusznika w tym regionie świata.
Po ostatnich wydarzeniach w Egipcie wezwania, by cofnąć wsparcie, płyną z różnych stron sceny politycznej i z części mediów, w tym tak znaczących jak "New York Times" czy "Washington Post". Prezydent USA udaje jednak, że ich nie słyszy. Odmawia nawet przyznania, rzeczy dla wszystkich oczywistej, że w Egipcie doszło do puczu wojskowego.
USA: Obama zdecydowanie potępia kroki podjęte przez egipskie władze
Izrael naciska na USA, aby utrzymały pomoc militarną dla Egiptu
USA wstrzymają dostarczenie Egiptowi kolejnych myśliwców F-16
Barackowi Obamie łatwiej bowiem znieść oskarżenia o popieranie krwawego reżimu, niż zrezygnować ze strategicznej pozycji militarnej jaką zapewnia Ameryce Egipt. Pomoc to także gigantyczne dochody niesłychanie silnego lobby - firm pracujących dla Pentagonu, które nagle straciłoby kontrakty opiewające nieraz na setki milionów dolarów.
Strategiczne znaczenie Egiptu
By zrozumieć strategiczne znacznie Egiptu wystarczy spojrzeć na mapę. Po pierwsze chodzi o dostęp do egipskiej przestrzeni powietrznej, z której amerykańskie samoloty korzystają niemal równie często jak egipskie. Tylko w zeszłym roku odbyły tam około dwóch tysięcy lotów. Po drugie amerykańskie okręty wojenne mogą swobodnie przypływać przez położony w Egipcie Kanał Sueski. Gdyby im tego zabroniono musiałyby pływać dookoła Afryki, co oznaczyłoby gigantyczne koszty i ogromną stratę czasu.
Te dwa elementy wydatnie pomogły Amerykanom podczas wojny w Zatoce Perskiej i ostatniej wojny w Iraku. Są też kluczowe dla funkcjonowania położonych w tym regionie amerykańskich baz wojskowych i instalacji militarnych.
Egipt jest również niezwykle ważny politycznie. Jako jedyne z państw arabskich (obok Jordanii) uznaje istnienie Izraela i utrzymuje z tym krajem stosunki dyplomatyczne. Zawarty w Waszyngtonie, w marcu 1979 roku, izraelsko-egipski traktat pokojowy, to jedna z największych zdobyczy amerykańskiej polityki zagranicznej. Popsucie stosunków Egiptu z Izraelem lub nie daj Boże zerwanie traktatu pokojowego, oznaczałoby dla USA trudne do opisania konsekwencje, znacznie przewyższające 1,3 mld dolarów pomocy militarnej.
Długa lista beneficjentów
Jak bardzo Pentagon zaangażowany jest w Egipcie może świadczyć test, który przeprowadził niedawno tygodnik "Time". Wpisanie słowa Egipt w bazie danych Departamentu Obrony zawierającej informacje o wojskowych kontraktach, przyniosło aż 13,5 tys. odpowiedzi. Od końca lat 70. USA wysłały do Egiptu pomoc wartości 73 mld dol. Wspomniane wcześniej 1,3 mld dol. płynie tam corocznie od 27 lat.
Co konkretnie wchodzi w skład tej pomocy i jakie amerykańskie firmy są największymi jej beneficjentami? Na pierwszym miejscu tej listy znajduje się koncern Lockheed Martin. W 2010 roku (ostatnim za jaki dostępne są szczegółowe dane) zarobił on 259 mln dolarów. Dostarcza Egiptowi myśliwce F-16, a także systemy ułatwiające nocną nawigację śmigłowcom bojowym Apache.
Druga z najważniejszych firm to DRS Technologies, która zarobiła 65,7 mln dol za samochody wojskowe i różnego rodzaju sprzęt szpiegowski. L-3 Communication Ocean Systems, trzeci na liście, w 2010 r. zarobił 31,3 mln dol. Dostarcza m.in. sonary.
Na czwartym miejscu znalazła się słynna firma konsultingowa Deloitte, która zawarła z Pentagonem kontrakty opiewające na 28,1 mln dolarów. Odpowiada za wsparcie analityczne dla egipskich sił powietrznych.
Dalej, firma Raytheon za 31,6 mln dolarów dostarczyła Kairowi 178 rakiet typu Stinger. Kolejny jest Boeing z sumą 22,5 mln dol., odpowiadający za logistykę i śmigłowce Apache. Konserwacja i naprawa tych maszyn to rola firmy AgustaWestland, która tylko w 2010 roku zarobiła dzięki temu 17,3 mln dol. Z kolei US Motor Work dostarczył silniki do wozów bojowych za 14,5 mln dol., a Goodrich Corp. systemy rozpoznawcze montowane w myśliwcach F-16 za 10,8 mln dol.
Pierwszą dziesiątkę zamyka Columbia Group, jeden z najnowszych beneficjentów, który przekazuje armii egipskiej rożnego rodzaju roboty używane przez wojsko, zapewnia również przeszkolenie w obsłudze tego sprzętu egipskim żołnierzom. W 2010 roku Columbia Group zarobiła na tym 10,6 mln dolarów.
Interesy przede wszystkim
Listę firm, które bez militarnej pomocy USA dla Egiptu dużo by straciły można ciągnąć w nieskończoność. Dość powiedzieć, że ok. 80 proc. wyposażenia egipskiej armii pochodzi ze Stanów lub jest produkowane przez egipskie fabryki w kooperacji z amerykańskim przemysłem zbrojeniowym. Dzieje się tak np. w przypadku czołgów M1 Abrams, których egipska armia ma już setki, a chce mieć w sumie 1200.
Dlatego właśnie masakra zwolenników Mursiego pomocy militarnej dla Egiptu raczej nie przerwie, tym bardziej, że obalony prezydent choć wybrany w demokratycznych wyborach, nie był dla USA wygodnym partnerem. Rządy armii choć krwawe gwarantują stabilizację, a to ona, a nie demokracja jest dla Ameryki najważniejsza.
Z Nowego Jorku dla WP.PL Tomasz Bagnowski
Czołgi amerykańskiej konstrukcji M1 Abrams w egipskich siłach zbrojnych (fot. AFP / Mohammed Abed)
Zwolennicy obalonego prezydenta Egiptu Mohammeda Mursiego giną od kul wystrzeliwanych z amerykańskiej broni. Na ulicach rozjeżdżają ich amerykańskie czołgi, a gaz do rozpędzania manifestacji też zapewne pochodzi z Ameryki. Mimo że ofiar jest coraz więcej, USA swej pomocy militarnej raczej nie cofną. Egipt jest dla nich zbyt ważny. Z pewnością ważniejszy niż setki ludzkich istnień.
MON chce wniosku
Share on emailShare on facebookShare on twitterMore Sharing Services
Sobota, 24 sierpnia 2013 (02:09)
Ministerstwo obrony nie spieszy się z pośmiertnym awansem rtm. Witolda Pileckiego. Czekamy na odpowiedni wniosek – tłumaczy resort. To jest powinność MON – ripostują organizacje kombatanckie.
Po upadku komunizmu postać bohaterskiego rtm. Pileckiego
Zalegal;izowac platnych mordercow i będa mieli robote w ewropie,tak ja domy publiczne ,i jeszcze będa placic podatki Wimcentowi...
w interesie Izraela i wielkich bankow.
Zbudzcie się...
Posluchaj prymitywie, jezeli siedziales tam to jestes zwyklym morderca
a jezeli nie - to buziuchna w kubel.
Wszyscy zolnierze na misjach to platni mordercy