Pierwsze doniesienia o ofiarach śmiertelnych w Glasgow. Według telewizji SkyNews powołującej się na własne źródła przynajmniej 6 osób zginęło w wyniku katastrofy helikoptera w Glasgow w Szkocji. Maszyna spadła na popularny pub Clutha (czyt. kluta), w którym w chwili wypadku znajdować się mogło nawet 120 osób. Dodatkowo 32 osoby zostały przewiezione do szpitali. Według konsul polskiej w Edynburgu Hanny Zawiszy, nie ma doniesień by wśród poszkodowanych byli Polacy. Jednak podkreśliła ona w rozmowie z Polskim Radiem, że policja na razie nie udziela szczegółowych informacji dotyczących pochodzenia ofiar.

Reklama

Policyjny helikopter uderzył w budynek w piątek o 23.25 polskiego czasu, poważnie go uszkadzając. Akcja ratunkowa zaczęła się błyskawicznie - już po minucie na miejscu były wozy strażackie i karetki pogotowia. Strażacy próbowali przez dach wydostawać uwięzionych w środku ludzi, nie wiadomo jednak ile osób zostało jeszcze w pubie. Służby ratunkowe nadal pracują na miejscu. Na pokładzie maszyny były trzy osoby - dwóch policjantów i cywilny pilot. Nie wiedzieliśmy co się stało, część pokoju została zasypana pyłem. Potem była już tylko panika a ludzie próbowali jak najszybciej dostać się do drzwi. Dach całkowicie się zapadł - tak relacjonowała moment katastrofy jedna z osób znajdujących się w środku pubu.

Straż pożarna w Glasgow stara się wydobyć ocalałych klientów spod dachu zawalonego pubu, na który w nocy spadł helikopter policyjny. Sprowadzono psy do poszukiwania zasypanych. O brzasku okazało się, że nad dachem wystaje tylko żółty fragment tylnego wirnika maszyny. Redaktor naczelny szkockiego wydania dziennika "The Sun", Gordon Smart powiedział telewizji BBC, że wracając nocą do domu usłyszał nad głową krztuszący się silnik śmigłowca i ujrzał spadającą na ziemię maszynę:Przygotowałem się na wielka eksplozję, ale zapadła cisza i nic się nie stało.

Na miejsce bardzo szybko przybyło pogotowie i straż pożarna, ale jeszcze wcześniej doszło do spontanicznej akcji ratunkowej: Ludzie utworzyli łańcuch i podawali sobie rannych z rąk do rąk, żeby przenieść ich w bezpieczne miejsce. - mówił biorący udział w akcji Jim Murphy, poseł do szkockiego parlamentu.

Reklama

Wypadek wydarzył się w odległości 2 kilometrów od lądowiska helikopterów w Glasgow i pilot leciał przypuszczalnie na niskim pułapie: "Gdyby był stosunkowo wysoko, mógłby uniknąć uderzenia w budynek, skierować maszynę na pusty plac, albo do rzeki Clyde, ale wydaje się, że nie miał na to czasu - powiedział BBC ekspert lotniczy Chris Yates.