Po wypadku na budowie w Sztokholmie, w którym zginęli dwaj Polacy, prowadzone są trzy dochodzenia. To wszczęte z urzędu dochodzenie policyjne, wewnętrzne- z udziałem związków zawodowych- przez inwestora budowy, fiński koncern energetyczny Fortum oraz dochodzenie instytucji państwowych zajmujących się m.in. bezpieczeństwem i warunkami pracy.
Premier szwedzkiego rządu Stefan Löfven, wspomniał o tragedii podczas dzisiejszej wizyty w jednym ze stołecznych ośrodków kursów zawodowych. "To jest straszne. Dwaj ludzie wyszli do pracy i już nigdy nie wrócą do domów"- mówił i podkreślił, że jest szczególnie ważne, by przyczyny wypadku zostały dokładnie wyjaśnione.
Polscy robotnicy zginęli na budowie nowego bloku energetycznego w jednej z elektrociepłowni w Sztokholmie, gdy z niewiadomych jeszcze przyczyn runął ogromny blok betonowy przygniatając trzech pracujących tam ludzi. Na miejscu zginęło dwóch z nich, trzeci ciężko ranny, ale w stanie stabilnym, znajduje się w Uniwersyteckim Szpitalu Karolińska. Wszyscy są Polakami.
Cała trójka była zatrudniona przez polską firmę podwykonawczą Remak Krak wykonującą prace dla głównego wykonawcy budowy, jakim jest austriacka spółka Andritz AB. Po tym wypadku wstrzymano natychmiast wszystkie prace na całej budowie. Obok śledztwa policyjnego powołana została komisja złożona m.in. z przedstawicieli inwestora, państwowego urzędu bezpieczeństwa pracy i związków zawodowych. Na budowie oprócz pracowników szwedzkich zatrudnieni są też robotnicy z innych krajów. Obowiązuje zasada grupowania w brygadach roboczych przedstawicieli jednego kraju oraz zatrudniana tłumaczy.
ZOBACZ TAKŻE: Na budowie II linii metra zginął robotnik>>>