Były przywódca Egiptu stanął przed sądem w powtórzonym procesie dotyczącym śmierci setek demonstrantów podczas rewolucji egipskiej w 2011 roku.
Grzegorz Dziemidowicz mówił w Polskim Radiu 24, że spodziewa się protestów osób, które były najbardziej zaangażowane w rewolucję w 2011 roku. Większość odbierze ten wyrok jako głęboki zawód. Liczono, że protesty przyniosą zmianę, przybliżą Egipt do demokracji. - W sprawie Mubaraka nie chodziło o zemstę, ale o symboliczne zadośćuczynienie - dodał były ambasador w Kairze.
Dyplomata powiedział, że odniósł wrażenie, iż w sądzie zaważyły dawne wpływy Mubaraka. - Obecne władze kraju to wojskowi, którzy karierę zawdzięczają Mubarakowi. Na ile te nieformalne zależności zaważyły, trudno jest ocenić - stwierdził Grzegorz Dziemidowicz.
W styczniu 2011 roku przeciwko dyktatorskim rządom prezydenta Mubaraka i ogólnej sytuacji polityczno-gospodarczej w kraju wybuchły masowe protesty. Manifestowano przeciwko rosnącemu bezrobociu, coraz wyższym cenom żywności, a także korupcji i ograniczaniu swobód obywatelskich.
Po kilku dniach Hosni Mubarak, pod wpływem nacisków, zdymisjonował rząd i powołał nowego premiera. Zadeklarował też, że nie będzie ubiegał się o kolejną kadencję w wyborach prezydenckich. Nie spełniło to jednak oczekiwań demonstrujących, którzy domagali się jego ustąpienia. Stało się to 11 lutego 2011 roku.