Turcja, do niedawna jedna z najdynamiczniejszych gospodarek wschodzących, coraz mocniej pogrąża się w kłopotach. Lira spada do rekordowo niskich poziomów, wzrost gospodarczy słabnie, inflacja jest sporo powyżej celu, zaś inwestorzy wycofują swoje pieniądze do krajów z bardziej przewidywalną polityką gospodarczą. Na dodatek władze same ściągnęły te kłopoty na turecką gospodarkę.
Ich źródłem jest polityka. Rządząca od ponad 12 lat konserwatywna Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) cieszy się bardzo dużą popularnością dzięki temu, że w tym czasie Turcja dokonała potężnego skoku gospodarczego. Przez większość tego okresu PKB rósł po kilka procent rocznie - jeszcze w 2011 r. było to 8,8 proc. - jednak w ostatnich dwóch-trzech latach to tempo wyraźnie zwolniło i w zeszłym roku było to już tylko 3 proc., co jest bardzo nie na rękę rządowi, szczególnie że na czerwiec zaplanowane są wybory parlamentarne.
Aby napędzić z powrotem gospodarkę, prezydent Recep Tayyip Erdogan, który przez lata stał na czele rządu, naciska na gubernatora banku centralnego, by obniżał stopy procentowe. Nie przebiera przy tym w słowach, nazywając przeciwników tego kroku "zdrajcami" i oskarżając ich o to, że służą zagranicznym rynkom finansowym. Erdem Başçi uważa jednak, że bank centralny powinien raczej podnosić stopy, by walczyć z inflacją.
Efekty ciągnącej się od miesięcy konfrontacji są aż nadto widoczne. W miniony piątek lira, która obok brazylijskiego reala jest najbardziej tracącą na wartości walutą z rynków wschodzących, osłabła do historycznie niskiego poziomu - za jednego dolara trzeba było zapłacić 2,6 liry, podczas gdy jeszcze dwa lata temu kurs wynosił 1,8. Inflacja wynosi 7,6 proc. - i to mimo że osłabia ją spadek cen ropy naftowej. Jest więc ona znacznie powyżej celu inflacyjnego banku wynoszącego 5 proc. W normalnej sytuacji bank centralny powinien podnieść stopy procentowe, aby zatrzymać inflację i deprecjację waluty, politycy AKP wywierają jednak presję na Başçiego, by tego nie robił, aby nie osłabiać wzrostu gospodarczego. Başçi zatem próbuje się uciekać do półśrodków, np. obniżając oprocentowanie depozytów w walutach obcych. Ma to jednak bardzo ograniczony wpływ na rynek.
- Jeśli politycy zatrzymaliby przemyślenia na temat polityki monetarnej dla siebie, lira byłaby silna i stabilna, inflacja i rachunek obrotów bieżących - umiarkowane, co zostawiałoby pole do cięcia stóp procentowych - uważa Timothy Ash, główny ekonomista ds. rynków wschodzących w Standard Bank w Londynie. - W Turcji mamy rząd, który uważa, że jest mądrzejszy od wszystkich. W tej sytuacji inwestorzy nie potrzebują dodatkowych argumentów, by się wycofywać - dodaje. Wielu już to robi, co pogarsza sytuację kraju, bo Turcja potrzebuje zagranicznego kapitału, by finansować swój deficyt budżetowy.
- Başçi został zapędzony w kozi róg. Jeśli zrezygnuje, zostanie oskarżony o to, że doprowadził gospodarkę na skraj przepaści. Jeśli nie zrezygnuje, będzie winnym spowolnienia gospodarki - komentuje Selin Sayek-Böke, wiceprzewodnicząca opozycyjnej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP).
Aby uspokoić sytuację, we wtorek odbyło się spotkanie premiera Ahmeta Davutoglu i kilku ministrów odpowiedzialnych za sprawy gospodarcze z Başçim, a wczoraj po południu szef banku centralnego spotkał się z prezydentem Erdoganem. W wydanym oświadczeniu rząd podkreślił pozytywny wkład, jaki bank centralny wniósł w rozwój gospodarczy, i konieczność utrzymania jego niezależności, co zostało pozytywnie przyjęte przez rynek - wczoraj lira nieco się odbiła, a kursy akcji wzrosły. Ale zdaniem obserwatorów najlepszym efektem tych spotkań może być najwyżej tymczasowy rozejm, a nie porozumienie. Zatem spadek wartości tureckiej waluty prawdopodobnie będzie kontynuowany. - Lira wygląda, jakby wpadła w pułapkę. Gracze na rynku wiedzą, że bank centralny ma niemal związane ręce z powodu politycznych zawirowań, zatem trend spadkowy prawdopodobnie będzie trwał - mówi Bloombergowi Özgür Altug, ekonomista z finansowej spółki BGC Partners.
Tymczasem zwykli Turcy, którzy do tej pory w ogromnej większości popierali AKP, są coraz bardziej zaniepokojeni spadkiem wartości waluty. Mało prawdopodobne, by AKP po czerwcowych wyborach przestała być największą partią w parlamencie, ale to, czy będzie mieć bezwzględną większość, nie jest już takie pewne. Na dodatek, jeśli spadek wartości liry będzie trwał, Turcy mogą zacząć wyrażać swoje niezadowolenie na ulicach. Już w trakcie kończącej się kadencji kilka razy z różnych powodów doszło do antyrządowych protestów, co pokazało, że Erdogan i spółka nie mają już tak silnej pozycji, jak kilka lat wcześniej.
Turbulencje na tureckim rynku finansowym i kapitałowym odbiły się m.in. na polskich inwestorach. Od początku tego roku fundusze akcji tureckich znajdujące się w portfelach towarzystw funduszy inwestycyjnych straciły średnio 6,8 proc. To ogromny spadek w porównaniu z 2014 r., kiedy ich średnia stopa zwrotu wyniosła 32,8 proc. Był to najlepszy wynik spośród wszystkich grup funduszy dostępnych na polskim rynku. Gorsze w tym roku wyniki funduszy akcji tureckich nie spowodowały jednak paniki wśród inwestorów. Według danych firmy Analizy Online po słabym styczniu, kiedy łączne saldo wpłat i umorzeń było w tych funduszach ujemne i wyniosło 29 mln zł, w lutym sytuacja diametralnie się zmieniła. Saldo było dodatnie na poziomie 52 mln zł. Wartość aktywów funduszy akcji tureckich wyniosła na koniec ubiegłego miesiąca 576 mln zł. Na koniec 2014 r. było to 569 mln zł.
Tureckim rynkiem interesowały się też OFE. Przykładem może być Aviva OFE, w którym już w 2012 r. zagraniczną część portfela akcyjnego zdominowały inwestycje w tureckie banki, jak Akbank, Türkiye Garanti Bankasi i Türkiye Halk Bankasi. Ryszard Rusak, dyrektor inwestycyjny ds. akcji w Union Investment TFI, wskazuje, że co prawda w ostatnich dniach widać próby odbicia na indeksie BIST 100, ale planując zakupy na tureckiej giełdzie, warto poczekać, aż sytuacja nieco się ustabilizuje.
CZYTAJ TEŻ: Islamiści niszczą i rabują zabytki. "Allah nam nakazał" >>>