Członkostwo Polski w organizacjach międzynarodowych nie ogranicza się do tych powszechnie znanych jak ONZ, Unia Europejska, NATO czy Rada Europy. To także liczne mniej lub bardziej sformalizowane formy współpracy regionalnej. Większość z nich powstała albo na początku lat 90. zeszłego wieku po zakończeniu zimnej wojny, albo po rozszerzeniu Unii Europejskiej na wschód w 2004 r. Część z nich cały czas dość prężnie działa, ale o istnieniu niektórych mało kto pamięta.
Grupa Wyszehradzka - początkowo funkcjonująca pod nazwą Trójkąta Wyszehradzkiego - powołana została w 1991 r. przez przywódców Polski, Czechosłowacji i Węgier w celu pogłębienia współpracy i wzajemnego wspierania się w drodze do Unii Europejskiej i NATO. Ponieważ do 2004 r. oba te cele zostały zrealizowane, wydawać by się mogło, że straciła ona sens istnienia. Jednak tak nie jest - wraz z wejściem w życie traktatu lizbońskiego, na mocy którego więcej decyzji jest podejmowanych większością głosu zamiast jednomyślne, wzrosło znacznie sojuszy mogących przeforsować lub zablokować jakąś inicjatywę. Ponieważ państwa Grupy Wyszehradzkiej przeszły podobną drogę i znajdują się na podobnym poziomie rozwoju, w naturalny sposób w wielu sprawach są sojusznikami. Na dodatek grupa może być podstawą szerszego bloku głosującego wszystkich 11 państw członkowskich z Europy Środkowo-Wschodniej. O takiej współpracy nieraz mówili polscy politycy, jako że to nasz kraj jest zdecydowanie największy ludnościowo i jako jedyny z tego grona ma ambicję odgrywania kluczowej roli w UE. Ale po tym jak Polska, początkowo podobnie jak Czechy, Słowacja i Węgry deklarująca zdecydowany sprzeciw wobec planu Komisji Europejskiej w sprawie rozdziału uchodźców, ostatecznie poparła go podczas głosowania, trudno nam będzie odzyskać zaufanie partnerów.
Także w 1991 r. powstała inna niesformalizowana grupa współpracy - Trójkąt Weimarski. Powołali ją ministrowie spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Francji, jej celem było wspieranie Polski na arenie międzynarodowej (co też już straciło rację bytu) i konsultacje w sprawach zagranicznych, szczególnie w przypadku kryzysów międzynarodowych. Trójkąt Weimarski nie ma żadnych stałych organów, a jego działalność sprowadza się do nieregularnych szczytów przywódców oraz odbywających się mniej więcej raz na rok spotkań ministrów spraw zagranicznych. Fakt istnienia forum konsultacyjnego, w którym Polska ma miejsce obok dwóch najbardziej wpływowych państw UE, może się wydawać istotny, jednak w rzeczywistości nie ma ono wielkiego znaczenia. Interesy Warszawy - z racji m.in. tego, że nie należymy do strefy euro i nie chcemy ściślejszej integracji w UE - są w dużej mierze odmienne od Berlina i Paryża. Najlepszym dowodem na spadek znaczenia Trójkąta Weimarskiego jest to, że Niemcy i Francja same uczestniczą w rozmowach na temat konfliktu ukraińskiego, nie konsultując tej sprawy z Polską.
Trójkąt Weimarski stał się inspiracją dla analogicznej formy współpracy, którą zawiązały na fali poprawy w stosunkach polsko-rosyjskich i polsko-niemieckich w 2011 r. Warszawa, Berlin i Moskwa. Działalność Trójkąta Kaliningradzkiego (zwanego także Królewieckim) również nie jest zinstytucjonalizowana i ogranicza się do dorocznych spotkań szefów dyplomacji, ale w związku z podsycaniem przez Rosję konfliktu na Ukrainie i coraz bardziej agresywną polityką zagraniczną, którą prowadzi, państwa tworzące Trójkąt Kaliningradzki nie mają obecnie żadnej płaszczyzny współpracy i to forum jest w praktyce fikcją.
Teoretycznie najbardziej wpływowym z różnych nieformalnych forów, do których Polska należy, miało być unijne G6, czyli grupa sześciu największych pod względem liczby ludności oraz potencjału gospodarczego państw UE (Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Włochy, Hiszpania i Polska). Grupa powstała w 2003 r., zaś Polska weszła do niej trzy lata później. Współpraca w ramach G6 dotyczy spraw bezpieczeństwa - walki z nielegalną imigracją, terroryzmem, przestępczością zorganizowaną, czyli obszarów, które w dużej mierze pozostają w gestii państw członkowskich. Ale były też sugestie, by jej działalność wyszła poza ten obszar i by G6 stała się motorem integracji unijnej. Do tego nie doszło chociażby z tego powodu, że Polska i jeszcze bardziej Wielka Brytania wcale nie chcą pogłębiać integracji, z kolei obecny kryzys migracyjny dowodzi, że nawet w zasadniczym obszarze działalności G6 interesy państw członkowskich są odmienne, a współpraca między nimi w tej dziedzinie szwankuje.
Podobnymi sprawami, co G6, zajmuje się Forum Salzburskie, które powstało w 2000 r., a jego członkami jest obecnie dziewięć państw (osiem państw członkowskich UE z Europy Środkowo-Wschodniej oraz Austria). Forum Salzburskie również nie jest organizacją, lecz nieformalną grupą dialogu, a jego działalność sprowadza się do spotkań ministrów spraw wewnętrznych. Choć jednym z celów grupy jest wspólne promowanie na forum UE istotnych dla jej członków inicjatyw w zakresie bezpieczeństwa, to ze względu na fakt, iż tworzą ją państwa małe i średnie, ich siła przebicia jest niewielka.
Najbardziej zinstytucjonalizowaną formę z regionalnych grup, do których Polska należy, mająInicjatywa Środkowoeuropejska (ISE) i Rada Państw Morza Bałtyckiego. ISE została powołana w 1989 r. przez Austrię, Jugosławię, Węgry i Włochy - jako Inicjatywa Czterostronna - a jej celem było przełamywanie zimnowojennych podziałów w Europie i ułatwienie państwom postkomunistycznym współpracy z Zachodem. Z czasem organizacja się rozrastała - Polska należy do niej od 1991 r., a obecnie w jej skład wchodzi aż 18 państw - i zwiększał się obszar jej działalności, bo skoncentrowała się ona na wspieraniu przemian gospodarczych i społecznych w państwach członkowskich. ISE ma stały sekretariat, który koordynuje prace w różnych obszarach, a oprócz tego odbywają się doroczne spotkania premierów oraz ministrów spraw zagranicznych. Nie jest to jednak organizacja, za pomocą której można realizować jakąś wspólną politykę - wynika to zarówno z celu, jakim jest wspieranie transformacji, jak dużej liczby państw członkowskich, które znajdują się w bardzo odmiennej sytuacji (należą do niej zarówno Włochy i Austria, jak i Białoruś czy Mołdawia).
Z kolei Rada Państw Morza Bałtyckiego - w której obecnie Polska sprawuje przewodnictwo - powstała w 1992 r. jako forum wzmacniania bezpieczeństwa w regionie. Z czasem jednak jej priorytety też zaczęły ewoluować i obecnie skupia się ona przede wszystkim na ochronie środowiska, współpracy gospodarczej i zapobieganiu przestępczości. Te wprawdzie istotne sprawy, ale - podobnie jak ISE - RPMB nie jest organizacją mającą jakieś wspólne cele polityczne.
Jedynym forum współpracy, który mógłby być regionalnym sojuszem i który mógłby ułatwiać nam realizację różnych kluczowych interesów, jest Grupa Wyszehradzka. Dobrze byłoby zatem, gdyby nie wróciła do formuły Trójkąta Wyszehradzkiego - bez Polski.
Komentarze(26)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeTak! Tyle, że w miejsce polskiego poj€ba wejdzie Austria, a w przyszłości i Śląsk, jak to już ongiś było: ta sama historia, ta sama cywilizacja, wspólne cele
natomiast mianowanie Kopaczki prymitywnej przez Tyfusa na Parkowej "dośmiertnym" szefem Parady Oszustów mija bez echa,
morony, znowu was dymają na żywca. he, he, he.
uwazam, ze panuje duza nieufnosc do jakiejkowliek politycznej aktywnosci wspolnie z obecnym rzadem w kraju -odsuniecie od stolu w kryzysie ukrainskie, hanieny tataktat Piorowska -de Maizerre, brak jakiegokolwiek inicjatywy usa w sprawie osobistej rozmowy z Prezydentem Duda swiadczy dobtnie .jestesmy sami, a Czesi czy Slowacy prawdopodobnie otworza swoje granice na arabska fale oszustow socjalnych , ktry wprowadzi w pare lat szariat polski.
Amerykanie posadzili Polaka obok przywódcy USA, aby pokazać Putinowi, że nie oddadzą naszego kraju Rosji.
– Nigdy w historii nasz prezydent nie siedział na obiedzie wieńczącym sesję ONZ przy stoliku numer 1, z prezydentem USA. To było miejsce dla najbardziej wpływowych polityków świata, wyjątkowy sposób uznania roli Polski i osobiście prezydenta Dudy.
– Z tego samego powodu prezydent Andrzej Duda przemawiał na forum ogólnym ONZ zaraz po Obamie, a przed prezydentem Chin Xi Jinpingiem i prezydentem FR Putinem.
Derek Chollet, do zeszłego roku zastępca szefa Pentagonu, wytłumaczył „Rz" kulisy protokolarnego wyróżnienia polskiego przywódcy.
– O tym, kto siedzi przy stoliku numer 1, decyduje sekretarz generalny ONZ, to z jego inicjatywy znalazł się przy nim Władimir Putin. Ale o tym, kto będzie bezpośrednim sąsiadem prezydenta Obamy, decyduje Biały Dom. I tę decyzję podejmuje niesłychanie starannie.
Wyróżnienie jest tym większe, że administracja amerykańskiego prezydenta spośród przywódców 150 krajów świata, którzy przyjechali na sesję ONZ do Nowego Jorku, mogła wybrać tylko jednego: miejsce po lewej stronie Obamy było z urzędu zarezerwowane dla gospodarza spotkania – Ban Ki Moona.
Dlaczego Amerykanie zdecydowali się na taki gest?
– Obama chciał pokazać Putinowi, który siedział kilka metrów dalej, że USA nie opuszczą Polski w obliczu agresywnej polityki Kremla, nie sprzedadzą jej za współpracę Rosji w Syrii. To było dla Obamy tym ważniejsze, że sześć lat wcześniej, w ramach „resetu" z Moskwą, (nieopatrznie), wycofał się z planów Busha budowy bazy tarczy antyrakietowej w Polsce
i przez to Rosjanie mogli się spodziewać, że pójdzie raz jeszcze na ustępstwa kosztem Warszawy – tłumaczył Steven Szabo, dyrektor Akademii Transatlantyckiej i jeden z bardziej wpływowych ekspertów w Waszyngtonie, który jeszcze kilka miesięcy temu był jedną z kilku osób opracowujących doktrynę militarną Ameryki.
– Obama docenia Dudę jako prezydenta Polski, najważniejszego sojusznika USA w Środkowej Europie. Prezydenta, który pozostanie u władzy niezależnie od wyników wyborów parlamentarnych. Prezydenta, z którym warto wejść w bliższy kontakt.
Duda wykorzystał półtoragodzinny obiad, aby rozmawiać z Obamą o Ukrainie, stosunkach z Rosją, ale także o przyszłorocznym szczycie NATO w Warszawie.
– To były poważne i ważne rozmowy, które posunęły znacznie naprzód całą politykę, którą realizuje prezydent Andrzej Duda, i która ma wzmocnić bezpieczeństwo Polski – powiedział prezydencki minister Szczerski.
WIZYTA PREZYDENTA RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ ANDRZEJA DUDY I JEGO WYSTĄPIENIA NA FORUM ONZ ORAZ TRZYKROTNE ROZMOWY Z PREZYDENTEM USA BARACKIEM OBAMĄ TO NIEWĄTPLIWIE JEGO SUKCES OSOBISTY I SUKCES POLSKI.
Dla Władimira Władimirowicza Putina, KTÓRY STALE PODEJMUJE DZIAŁANIA ABY ZMARGINALIZOWAĆ ZNACZENIE POLSKI NA ARENIE MIĘDZYNARODOWEJ z pewnością to, że musiał siedzieć przy stole z Prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej Andrzejem Dudą, który siedział tuż obok, po prawicy prezydenta USA Baracka Obamy - ZABAWNE NIE BYŁO ...!!! I W TYM, I W TREŚCI WYSTĄPIENIA POLSKIEGO PREZYDENTA, KTÓRY PRZEMAWIAŁ PRZED NIM, PUTIN DOSTAŁ PORZĄDNY PRZTYCZEK W NOS.