Ewentualne wyjście Wielkiej Brytanii z UE może oznaczać zmianę w kilku obszarach unijnej polityki gospodarczej. Unia będzie mniej liberalna w pozytywnym znaczeniu tego słowa, ale będzie też Unią gorszą i słabszą. Nastąpiło zachwianie równowagi sił. Samochód jechał prosto i był obciążany po prawej i po lewej stronie. Teraz pasażer po prawej stronie wysiadł i równowaga została zachwiana, więc samochód może skręcić - obrazowo ocenia wiceszef Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki z PiS.
Natomiast europoseł Adam Szejnfeld z PO dodaje: Głos Wielkiej Brytanii był w wielu dziedzinach głosem rozsądku i dobrym hamulcem dla realizacji niektórych unijnych polityk. Jeśli Wielkiej Brytanii zabraknie, będę obawiał się rozwoju niebezpiecznych trendów. Mam nadzieję, że to, co się stało, będzie zimnym prysznicem na zbyt rozgrzane głowy, zwłaszcza socjalistów - kończy.
Jedną ze sfer, w których brak Brytyjczyków może być szczególnie widoczny, jest polityka budżetowa. Nie chodzi tylko o ubytek składki płaconej przez Londyn, ale także o to, jak Brytyjczycy podchodzili do budżetu. Po pierwsze, starali się minimalizować unijny budżet jako całość. Udało im się doprowadzić do realnego spadku perspektywy na lata 2014-2020 wobec poprzedniej 2007-2013. Brak Londynu przy negocjacjach budżetowych może wypłynąć na to, że budżet wróci w stare koleiny i będzie rósł z perspektywy na perspektywę. Zwłaszcza że brak składki członkowskiej z Londynu w dużej części może zostać uzupełniony opłatą za dostęp do wspólnego rynku.
Dodatkowo Brytyjczycy byli najbardziej głośnymi orędownikami cięć w wydatkach na politykę rolną. Nieobecność Wielkiej Brytanii w UE może oznaczać chęć pogłębienia niebezpiecznego socjalnego przechyłu na rynku pracy czy na przykład rozdawnictwa w ramach polityki rolnej. Polska wieś, owszem, świetnie wykorzystała unijną pomoc, ale była wcześniej niezwykle zacofana wobec Zachodu. Czy jednak wszyscy, zawsze i wszędzie mają korzystać w takim samym stopniu na rolniczym rozdawnictwu, to powinno już podlegać pogłębionej dyskusji. Teraz można mieć wątpliwości, czy do niej dojdzie - stwierdza Adam Szejnfeld. Tendencja, która może zaniepokoić Polskę, to fakt, że bez Brytyjczyków odżyją pomysły na specjalny budżet wewnątrz budżetu UE. Albo na zasadzie "pieniądze za reformy", co może być trudne do przyjęcia dla Francji, albo na zasadzie budżetu dla strefy euro - zauważa Jakub Borowski, główny ekonomista Crédit Agricole.
Reklama
Jednym z obszarów unijnej polityki, na którym może odcisnąć się Brexit, jest projekt unii rynków kapitałowych. W pewnym sensie to kolejna odsłona jednolitego rynku. Chodzi bowiem o stworzenie rozwiązań, które zapewniłyby taki sam dostęp do pozabankowego finansowania (czyli nie w formie kredytów, na które wiele firm nie może sobie pozwolić, ale w formie emisji obligacji lub wkładu z funduszy inwestycyjnych) małym i średnim przedsiębiorstwom z całej Unii. Obecna sytuacja sektora MŚP różni się pod tym względem w państwach członkowskich, a przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker widzi w tym jedną z barier dla wzrostu gospodarczego w Europie. Wielka Brytania była szczególnie zaangażowana w tę kwestię; nadzór nad projektem sprawował zresztą brytyjski komisarz Jonathan Hill, który dwa dni temu zrezygnował z członkostwa w Komisji.
Problem polega na tym, że bez brytyjskiego, wolnorynkowego i liberalizującego podejścia projekt może zostać rozwodniony i stracić na rozmachu. Według Grégory’ego Claeysa z brukselskiego think tanku ekonomicznego Bruegel tak się stało z projektem unii bankowej, kiedy m.in. za sprawą Niemiec wyjęto spod europejskiego nadzoru małe banki, których połowa - około 1,7 tys. -mieści się właśnie nad Renem. Niemcy mogą się obawiać, że ich banki regionalne, które często są powiązane z lokalnymi politykami - np. poprzez miejsca w radach nadzorczych - stracą udziały w rynku. Tamtejsze firmy najczęściej finansują swoją działalność za pomocą kredytów bankowych. Z kolei we Francji znacznie popularniejsza jest emisja obligacji - tłumaczy Grégory Claeys.