Strona internetowa prezydenta stale, na co dzień, jest obiektem ataków. W niektóre dni są tysiące prób i włamania się na stronę, i przejęcia nad nią kontroli, i przerwania jej działania - powiedział rzecznik Władimira Putina. Kiedy rosyjskie służby próbują zbadać pochodzenie tych ataków, to "te ślady prowadzą i do krajów europejskich, i do USA, i Kanady, i do Chin, i Indii" - oświadczył Pieskow w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji NBC. Media rosyjskie przekazały jego wypowiedzi w poniedziałek.
Przedstawiciel Kremla powiedział, że w zeszłym roku doszło to cyberataków, których intensywność i masowość pozwala sądzić, że nie mogli organizować ich pojedynczy hakerzy ani grupy hakerów. "Jest oczywiste, że nie zajmowały się tym osoby fizyczne" - ocenił Pieskow. Rosja, jak mówił, nie zaczęła wówczas wysuwać "jakichkolwiek gołosłownych oskarżeń".
Mówiąc o krajach, do których prowadzą ślady cyberataków, Pieskow ocenił, że "byłoby nierozsądne i śmieszne występowanie z jakimikolwiek oskarżeniami pod adresem oficjalnych stolic".
Pieskow zapewnił też, że nie są niczym nowym cyberataki na rosyjskie systemy i zasoby informatyczne i te prowadzone przeciwko rosyjskim mediom i bankom.
Rzecznik Kremla oświadczył w rozmowie z amerykańską stacją, że doniesienia wywiadu USA na temat rosyjskich hakerów są nieprofesjonalne i śmieszne.