Wojna handlowa między Chinami a Stanami Zjednoczonymi spowodowała spadek dochodów nie tylko farmerów uprawiających soję, lecz wszystkich przedstawicieli zawodów związanych z magazynowaniem tego produktu, dostarczeniem go do portów i dostawą drogą morską do Chin: a więc pracowników kolei i firm spedycyjnych, kierowców ciężarówek, dokerów czy marynarzy floty handlowej.

Reklama

Stało się tak ponieważ Chiny w reakcji na taryfy celne wprowadzone przez amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa - latem i we wrześniu tego roku - na produkty chińskie o wartości w sumie 250 mld. USD odpowiedziały wprowadzeniem 25-procentowych taryf celnych na produkty amerykańskiego eksportu. Chińska zemsta objęła przede wszystkim produkty pochodzące ze stanów, w których mieszkają wyborcy Partii Republikańskiej. Jednym z tych produktów jest właśnie soja – kluczowy produkt amerykańskiego eksportu do Chin.

W rezultacie chińskiego odwetu, który spowodował drastyczny (o 97 proc. w porównaniu do ub.r.) spadek eksportu amerykańskiej soi do Chin oraz w związku z przewidywanymi na ten rok rekordowymi zbiorami tej rośliny ceny soi utrzymują się niskim poziomie - obecnie buszel soi (27,2 kg) kosztuje 9 USD, czyli o 2 USD mniej niż jesienią ub.r.

Jak wynika z danych resortu rolnictwa, eksport amerykańskiej soi spadł z 2,5 mln ton we wrześniu 2017 r. do 67 tys. ton we wrześniu br. Pekin chciał, by administracja Trumpa możliwie silnie odczuła skutki tego pociągnięcia w wyborach środka kadencji (midterm elections), które odbędą się już 6 listopada. W wyborach tych Republikanie walczą o zachowanie kontroli nad Izbą Reprezentantów, w której mają przewagę 23 głosów.

Reklama

Biały Dom, przewidując, że chiński odwet będzie wymierzony przede wszystkim w elektorat Partii Republikańskiej, aby zrekompensować straty farmerom uprawiającym soję, utworzył fundusz o wartości 12 mld USD, m.in. na odszkodowania. W ramach funduszu resort rolnictwa zamierza przeznaczyć także 1,2 mld USD na zakup soi dla banków żywności dla najbiedniejszych Amerykanów oraz 200 mln "na promocję eksportu soi", czyli poszukiwanie nowych rynków zbytu. Fundusz ten powołała administracja bez zgody Kongresu, na podstawie mało znanego programu istniejącego w czasach Wielkiej Depresji (lata 30. ubiegłego stulecia).

Fundusz ten nie przewiduje odszkodowań dla farmerów uprawiających zboże i kukurydzę czy ogrodników uprawiających czereśnie i migdały, których ceny spadły z powodu chińskich sankcji i rekordowych zbiorów. Nie przywiduje również wypłacenia odszkodowań kierowcom, kolejarzom i dokerom, zrzeszonym z reguły w związkach tradycyjnie popierających Partię Demokratyczną. "Pieniądze z tego +haraczu+ może pomogą wielkim farmerom soi, ale czy pomogą kierowcom ciężarówek, którzy dostarczają soję na stacje kolejowe? Czy pomogą kolejarzom, którzy wiozą ją na Zachód albo dokerom, którzy ładują ją na statki?" – zastanawia się cytowany w dzienniku "Washington Post" Cager Clabough prezes związków dokerów w porcie w Vancouver, w stanie Waszyngton.

W tym amerykańskim porcie w sierpniu ub.r. załadowano na statki soję o wartości 27 mln USD, a w sierpniu tego roku nie załadowano jej ani kilograma. Farmerzy - mimo odszkodowań i zwiększonego sztucznie przez administrację Trumpa zapotrzebowania na etanol produkowany z biomasy - obawiają się, że jeśli wojna handlowa szybko się nie skończy, soja sprowadzana z Brazylii na stałe zastąpi na rynku chińskim tę sprowadzaną z USA. Odszkodowania to tylko krótkoterminowe rozwiązanie problemu, który może być długoterminowy – wskazał w rozmowie z reporterką radia publicznego NPR uprawiający soję farmer ze stanu Iowa.

Reklama