Agencja Reutera podała wcześniej, że w Strefie Gazy słychać było eksplozje i wycie syren.
Biuro prasowe Sił Obronnych Izraela potwierdziło w specjalnym oświadczeniu, że "armia prowadzi uderzenie na cele związane z działalnością terrorystyczną w Strefie Gazy i że jest to odwet za wcześniejsze wystrzelenie dwóch rakiet ze Strefy Gazy w kierunku Tel Awiwu.
W komunikacie wyjaśniono też, że odgłos syren alarmowych pochodzi z systemu ostrzegawczego zamontowanego po izraelskiej stronie na budynku Rady Regionu Eszkol w Dystrykcie Południowym. System ostrzegania mieszkańców regionu o atakach rakietowych uaktywnił się natychmiast po rozpoczęciu nalotów na cele Hamasu - podkreślono w komunikacie.
Akcja lotnictwa izraelskiego jest reakcją na wcześniejszy atak rakietowy, za który - zdaniem izraelskich wojskowych - ponosi odpowiedzialność Hamas.
Kierownictwo tej organizacji stanowczo zaprzeczyło jednak, żeby Hamas miał jakikolwiek udział w wystrzeleniu rakiet. Jak zapewniono, strona palestyńska skrupulatnie przestrzega zawieszenia broni w związku z rozmowami prowadzonymi z delegacją egipską, która podjęła się misji przygotowawczej na rzecz przyszłych rozmów izraelsko-palestyńskich.
"Gdy doszło do ataku rakietowego na Tel Awiw, trwało właśnie uzgadnianie protokołu zgodności w odniesieniu do tego konfliktu między delegacją palestyńską i egipską" - wskazano w komunikacie.
Alarm rakietowy w Tel Awiwie. Doniesienia o eksplozjach
Po raz pierwszy od dwóch lat w Tel Awiwie rozbrzmiał w czwartek wieczór alarm rakietowy. W kierunku miasta ze Strefy Gazy wystrzelono co najmniej dwa pociski; jeden został strącony, drugi spadł na niezamieszkany teren. Nie było ofiar ani zniszczeń.
Atak rakietowy potwierdziła izraelska armia.
Na filmach publikowanych w mediach społecznościowych widać dwie rakiety lecące nad miastem oraz odgłosy wybuchów. Wielu mieszkańców Tel Awiwu na chwilę udało się do schronów. Alarm ogłoszono również w okolicach tej śródziemnomorskiej aglomeracji.
W ataku nikt nie ucierpiał; nie ma również doniesień o zniszczeniach. Prasa w kraju pisze, że niektórzy Izraelczycy potrzebują pomocy medycznej z powodu szoku spowodowanego atakiem i alarmem.
Temat ataku zostanie podniesiony podczas nadzwyczajnego spotkania w sztabie zwołanym w ministerstwie obrony. Weźmie w nim udział premier Izraela Benjamin Netanjahu.
Ostatni raz w Tel Awiwie aktywowano alarm przeciwrakietowy dwa lata temu - przypomina portal "Haarec". Alarm okazał się fałszywy.
Żadna z grup działających w Strefie Gazy nie przyznała się do tej pory do przeprowadzenia czwartkowego ataku.
"Według doniesień dwie rakiety Fardż-5 wystrzelił palestyński Islamski Dżihad", drugie po Hamasie największe ugrupowanie w Strefie Gazy - informuje portal "The Jerusalem Post". Z kolei "Haarec", powołując się na swoje źródła w tej enklawie, podkreśla, że nie wiadomo jeszcze, kto stoi za atakiem.
Relacje palestyńsko-izraelskie są szczególnie napięte od zeszłego roku. Wzburzenie Palestyńczyków budziło m.in. przeniesienie przez USA swojej ambasady w Izraelu do Jerozolimy. Na granicy między Strefą Gazy i Izraelem regularnie dochodzi do protestów. Według arabskich mediów od marca ubiegłego roku armia Izraela zabiła w nich ponad 200 osób i raniła kilkanaście tysięcy.