Paryski dom tej byłej supermodelki stoi przy końcu cichej uliczki w modnej dzielnicy niedaleko Lasku Bulońskiego. Ubrani po cywilnemu policjanci siedzą w dwóch nieoznakowanych samochodach koło wielkiej bramy w rdzawym kolorze. W ogrodzie dużego, dwupiętrowego domu z lat 50. rosną wysokie bambusy. Po lutowym ślubie z Sarkozym Carla nie wyprowadziła się z domu, w którym mieszka od trzech lat. Prezydent zamieszkał z nią tutaj, w weekendy organizują spotkania rodzinne w Pałacu Elizejskim.

Reklama

Carla mówi do mnie na ty. Bierze ode mnie kwiaty, idzie do kuchni i wyjmuje z szafy flakon. Z lodówki wyciąga piwo Corona dla siebie i Perriera dla mnie, mówi: "Do zobaczenia później" dwóm menedżerom ze swojej firmy fonograficznej i przechodzi do salonu. Siada na szarym pufie przy wysokich szklanych drzwiach na taras. Obok ma fortepian, a za plecami nowoczesny kominek, nad którym wisi XVIII-wieczne lustro z zamku w północnych Włoszech, w którym jako dziecko spędzała wakacje.

Sądziłem, że odwoła wywiad, który jest elementem promocji jej trzeciej płyty "Comme si de rien n’etait" ("Jakby nic się nie stało"). Poprzedniego popołudnia, podczas ceremonii pożegnalnej na lotnisku w Tel Awiwie ochroniarze w pośpiechu eskortowali parę prezydencką do samolotu, po tym jak izraelski strażnik zastrzelił się 200 metrów dalej. Ale Carla już się otrząsnęła. "Zobaczyłam tylko, że ochroniarze szybko do nas pochodzą. Jeden powiedział: <Madame, musi pani biec do samolotu>. Byłam trochę zszokowana, ale nie bałam się. Spojrzałam za siebie, aby sprawdzić, gdzie jest mój mąż. Dopiero później powiedziano mi, co się stało" - opowiada. Czy nie sądzi, że strażnik specjalnie wybrał ten moment, żeby coś zasygnalizować? "Nie sądzę. Kiedy ktoś odbiera sobie życie, chodzi o znacznie ważniejsze sprawy".

Wolę poligamię

40-letnia Carla szybko przystosowała się do wielkich zmian w swoim życiu, które żartobliwie nazywa "apokalipsą". Nauczyła się tego w dzieciństwie, dzięki kolejnym "zerwaniom", jak to nazywa. Urodziła się w zamożnej turyńskiej rodzinie muzyków. Jej matka, Marisa Borini, była pianistką, Alberto Bruni Tedeschi, którego uważała za swojego ojca, kompozytorem, producentem opon, kolekcjonerem sztuki i dyrektorem Teatro Regio. W zamku położonym w dolinie rzeki Po bywali Maria Callas, Artur Rubinstein i Herbert von Karajan.

Reklama

Kiedy Carla miała siedem lat, rodzina - jej siostra, Valeria Bruni Tedeschi, jest reżyserem filmowym, a jej brat Virginio, grafik, zmarł w ubiegłym roku na raka - uciekła do Paryża. Rodzice obawiali się, że ktoś zostanie porwany przez organizację terrorystyczną Czerwone Brygady. Carla mówi, że była za mała, żeby odczuwać strach. Tę przeprowadzkę nazywa swoim pierwszym zerwaniem. (Słowem "rupture" chętnie posługuje się również jej mąż, kiedy obiecuje Francji przełomowe zmiany). "To mi pomogło, bo zawsze, kiedy musiałam dokonać jakiejś wielkiej zmiany, miałam to wspomnienie przeprowadzki do Paryża. To nie było złe wspomnienie, bo miałam babcię Francuzkę, z którą byłam bardzo zżyta".

Po roku pobytu w stolicy Francji nauczycielka zorganizowała w jej klasie lekcję gry na gitarze. "Oh, Susanna, oh, don’t you cry for me" - śpiewa i wyjaśnia: "To nam zagrała. W domu była gitara i przez dwa dni uczyłam się grać tę piosenkę. Uświadomiłam sobie, że znalazłam drogę do świata muzyki i od tej pory prawie codziennie grałam na gitarze".

Reklama

W wieku 19 lat kolejne zerwanie. Przestała studiować historię sztuki i architekturę na Sorbonie, aby zostać modelką. "Przyniosłam do agencji bilet okresowy na metro - to było jedyne zdjęcie, jakie miałam. Przyjęli mnie". Została supermodelką, twarzą Guess i Versacego. Jak się szacuje, podczas 12-letniej kariery zarobiła 7,5 mln dolarów. "Dzięki pracy modelki szybko zrozumiałam, że ja i mój wizerunek to dwie różne sprawy. Bardzo mi to dzisiaj pomaga".

W 1996 r., kiedy Alberto leżał na łożu śmierci, matka powiedziała Carli, że jej prawdziwym ojcem jest Maurizio Remmert, włoski biznesmen oraz gitarzysta, z którym Marisa przez sześć lat miała romans, a Valeria i Virginio to jej przyrodnie rodzeństwo.

Carla twierdzi, że ta wiadomość, którą trzymała w tajemnicy do stycznia tego roku, nie była dla niej traumatyczna: "Poczułam ulgę, jaką czuje się wtedy, gdy ktoś nam coś wytłumaczy. Zresztą cały czas noszę w sercu człowieka, który mnie wychowywał. Martwi mnie tylko to, że kiedy inni o tym piszą, wychodzi z tego trochę brudna historia, podczas gdy tak naprawdę jest piękna" - tłumaczy Carla. Miała 19 lat, kiedy poznała Remmerta. Zarówno Remmert, jak i Alberto od początku wiedzieli, że Carla jest córką tego pierwszego. Jak mówi Remmert, spotkanie było "naturalne i spokojne. Nasze stosunki są bardzo zdrowe". Często rozmawiają przez telefon i Carla zaprosiła go na swój ślub.

W wieku 29 lat rzuciła karierę modelki sfrustrowana tym, że otaczały ją coraz młodsze "dziewczynki". Początek kariery piosenkarki miała równie dobry, jak 10 lat wcześniej modelki. Nie za bardzo wierzyła w swój głos, lecz pisane przez siebie teksty uważała za dobre i postanowiła zaoferować je światu. Nagrała demo, ale firmy fonograficzne je odrzucały, bo z góry zakładały, że była supermodelka nie może mieć do zaproponowania niczego ciekawego. Wysłała więc demo anonimowo do niezależnej wytwórni Naive. Pierwszy album, folkowo-bluesowy "Quelqu’un m’a dit" ("Ktoś mi powiedział") z 2002 roku, sprzedał się w 2 mln egzemplarzy. Cztery lata później Carla wydała płytę "No promises", zainspirowaną wierszami E.B. Yeatsa, Emily Dickinson i Dorothy Parker (400 tys.)

Jej życie prywatne zapełniało strony plotkarskich czasopism, które nazywały ją femme fatale, śledziły jej związki z Erikiem Claptonem i Mickiem Jaggerem (ten drugi trwał siedem lat), aktorami Vincentem Perezem i Charlesem Berlingiem oraz byłym socjalistycznym premierem Laurentem Fabiusem. W wywiadzie udzielonym w lutym 2007 roku powiedziała: "Czasem bywam monogamiczna, ale wolę poligamię i poliandrię. Miłość trwa długo, ale płomienna namiętność dwa do trzech tygodni".

Kolejny skandal wywołał jej związek z żonatym filozofem Raphaelu Enthovenie, bo wcześniej była z jego ojcem, wydawcą Jean-Paulem. Raphael rozwiódł się z żoną i ma z Carlą syna Auréliena, obecnie siedmioletniego. - Zanim urodziłam Auréliena, byłam nadaktywna, ciągle chciałam coś robić - mówi Carla. - Syn mnie spowolnił, bo jest ważniejszy ode mnie. Kobiecość oznacza dla mnie, że muszę zrobić miejsce dla syna czy męża, a wcześniej tak nie było. "Czy teraz kocha inaczej? Na pewno. Jest czas na młodość i czas na dojrzałość. Nie można do końca życia pozostać bambina (dziewczynką)".

Z Enthovenem rozeszła się w maju 2007. "Rozstaliśmy się w przyjaźni. Rozstanie kochanków zawsze jest smutne, ale gdy w grę wchodzi dziecko, rozdziela się rodzinę. Dla mnie to było jak śmierć w rodzinie - a poza tym niedawno umarł mój brat" - mówi. Miesiąc po rozstaniu wróciła do muzyki i zaczęła pisać piosenki na trzeci album. Nadal brała lekcje śpiewu, dwa razy w tygodniu, tak jak to robiła od 15 lat.

Sarko: magnetyczna osobowość

W listopadzie ubiegłego roku guru reklamy i public relations Jacques Séguéla zaprosił ją na przyjęcie do swojego domu w Marnes-la-Coquette pod Paryżem. Pojechała z ochotą, bo chciała poznać nowych ludzi. Choć politycznie jest lewicowa, nie mogła się doczekać, kiedy pozna centroprawicowego Sarkozy’ego, który miesiąc wcześniej rozwiódł się ze swoją żoną Cécilią, także byłą modelką. Sarkozy poinformował znajomych, w tym również Séguélę, że chce poznać nowe twarze. Sarkozy i Carla mieli być jedynymi samotnymi osobami na tym przyjęciu i oboje z góry o tym wiedzieli.

Carlę posadzono po prawej ręce prezydenta. "Moje pierwsze wrażenie było takie, że Nicolas jest magnetyczną osobowością, człowiekiem obdarzonym wyjątkową inteligencją i energią. Kiedy poznałam ojca mojego syna, wrażenie było zupełnie inne: serdeczność i wrażliwość. Jestem zauroczona Nicolasem. Zawsze lubiłam rozmawiać z przyjaciółmi i z tymi mężczyznami, których w życiu kochałam. Z moim mężem rozmowy nie mają końca, czy to w domu, czy podczas oficjalnej podróży".

Carla powiedziała kiedyś, że w takich sytuacjach zawsze ona przejmuje inicjatywę. Na przyjęciu Sarkozy uprzejmie przeprosił żonę Séguéli, która siedziała po jego lewej stronie, po czym odwrócił się do Carli i rozmawiali przez cały wieczór. Czyli inicjatywa należała do niego? "Powiedzmy, że zrobiliśmy to jednocześnie. To była miłość od pierwszego wejrzenia". Po przyjęciu Sarkozy odwiózł ją do domu. Następnego dnia zaczął ją nękać SMS-ami, kwiatami i prezentami.

Kiedy Sarkozy poprosił ją o rękę niedługo po pierwszym spotkaniu, spytała go żartobliwie, czy oświadczanie się nie jest u niego tikiem nerwowym, bo już dwa razy był żonaty. "Wiedziałam jednak, że Nicolas jest człowiekiem odpowiedzialnym. Od razu się zgodziłam". Co ją do tego skłoniło? "Nigdy wcześniej nie odczuwałam potrzeby sformalizowania swojego związku, jednak teraz całkowicie się w to zaangażowałam. Oboje kochamy życie, oboje jesteśmy trochę niekonwencjonalni. Nicolas mnie chroni, nie przed światem polityki, ale przed całą resztą. I nie dlatego, że jest prezydentem, tylko dlatego, że jest z natury opiekuńczy".

Choć decyzję podjęła bez wahania, nie była ona dla niej łatwa. "Miałam wyjść za mąż za prezydenta i bałam się, że to się odbije na moich znajomościach, na życiu zawodowym i rodzinie. Martwiłam się również, czy mój syn pokocha Nicolasa i vice versa - na szczęście niepotrzebnie, bo natychmiast przypadli sobie do gustu".

Wszyscy mężczyźni, których w życiu kochała, mieli w sobie coś kobiecego. "Sarkozy nie należy pod tym względem do wyjątków" - mówi bez ogródek. "Mój mąż, tak niesamowicie męski, ma bardzo kobiecą wrażliwość. Mężczyzna może być superwrażliwy, nie będąc zniewieściały. Nicolas jest sentymentalny, co u ludzi na jego stanowisku rzadko się spotyka. Uczucia są najważniejszą rzeczą w jego życiu. Oczywiście, jest ambitny - inaczej nie zaszedłby tak wysoko - i pracowity, ale myślę, że absolutnym priorytetem są dla niego jego trzej synowie. Gdyby ciągle myślał tylko o swojej karierze politycznej, to nie miałby takich szczęśliwych, zrównoważonych i inteligentnych dzieci".

Sarkozy ma trzech synów - dwóch z pierwszego małżeństwa (22-letniego producenta muzyki rap i 21-letniego polityka) oraz 11-letniego Louisa z drugiego. Aurélien bardzo lubi Louisa. - Aurélien dostał medal na zawodach judo i najpierw zadzwonił do Raphaela, a potem do Nicolasa, który ma czarny pas. Trwało akurat jakieś spotkanie, ale Nicolas przerwał je na dwie minuty, żeby porozmawiać z Aurélienem i powiedzieć mu: "Brawo".

Carla przyznaje, że odkąd poznała Sarkozy’ego, popełniła kilka błędów. Żałuje, że paparazzi sfotografowali Auréliena na ramionach prezydenta podczas wakacji noworocznych w Jordanii. Publicznie przeprosiła centrolewicowy magazyn "Le Nouvel Observateur" za porównanie jego tekstów do publikowanych przez kolaborujący z nazistami rząd w Vichy. Do takiej wypowiedzi sprowokował ją artykuł z informacją, że osiem dni przed ślubem Sarkozy wysłał do swojej byłej żony Cécilii następującej treści SMS: "Wróć, a wszystko odwołam". Zarówno Sarkozy, jak i Cécilia temu zaprzeczyli.

Carla wciąż wczuwa się w nową rolę pierwszej damy. "Nie zamierzam się zmieniać, lecz czegoś się nauczyłam w tej nowej roli, a mianowicie roztropności. Wcześniej, kiedy udzielałam wywiadów, uwielbiałam dowcipkować, ale dowcip wygląda zupełnie inaczej, gdy zostanie wydrukowany w gazecie. Nadal dużo się śmieję, ale uważam na to, co mówię. To ma wpływ na mojego męża, na opinię publiczną". Na jego popularność, która jest bardzo niska? "Nie tyle na jego popularność, ile na bardzo ważne zadanie, którego się podjął. Nie chcę mu przeszkadzać w jego realizacji. Kocham go".

Jestem całkowicie niezależna

Muzyka Carli jest dla niej źródłem stabilizacji i pociechy, pomaga jej przejść przez największe "rupture" w jej życiu. Tytuł jej albumu "Jakby nic się nie stało" jest hołdem dla fotografii zrobionej przez jej zmarłego brata Virginia, a także aluzją do tego, że po ślubie z Sarkozym Carla stara się kontynuować swoją karierę muzyczną i w ogóle całe wcześniejsze życie. Sama muzyka odwołuje się do folkowych rytmów z pierwszej płyty, ale jest bardziej zróżnicowana gatunkowo, od walców przez bluesa po rocka.

Z reguły Carla pisze piosenki wieczorami. Na półce w pracowni leży kilkadziesiąt zeszytów. "Jednak mogę pisać wszędzie, wystarczy mi kartka i długopis". Wstaje i przynosi duży niebieski zeszyt. "Popatrz" - mówi, przewracając kartki zapisane niebieskim atramentem. "W tym zeszycie jest większość piosenek z nowego albumu. Czasem to tylko kilka linijek. Ponumerowałam je, w sumie napisałam 43. Większości nie wykorzystałam, ale mogę kiedyś do nich wrócić".

Czyta nr 39, "Ta tienne" ("Twoja"): "Niektórzy gryzą, niektórzy pękają...". Pytam ją o inny fragment tej piosenki: "Tak bardzo chcę być twoja, że odkreślam moją karierę Amazonki i moją suwerenną wolność". Czy to o tobie? "Na samym końcu krzyczę <Nie!>, więc jestem całkowicie niezależna" - odpowiada ze śmiechem Carla. "Pisanie o czymś jest trochę wyzwalaniem się od tego, więc ta piosenka jest przewrotna. Powiedzmy, że mówi o stwarzanym przez miłość złudzeniu, że jest się własnością ukochanej osoby. Jestem całkowicie niezależna" - powtarza stanowczo.

"Zazdroszczę Carli niezależności w jej romansach" - powiedziała mi kiedyś jej siostra Valeria. Co ją skłoniło do takiego komentarza? "Valeria jest bardzo uczuciowa i romantyczna, a ja miałam obsesję na punkcie tego, żeby się dobrze bawić. Miałam w życiu kilka wielkich miłości, jednak potrzebowałam 40 lat życia, żeby osiągnąć dojrzałość, która pozwala kochać bardziej pełną miłością. Dlatego wyszłam za mąż". A inny fragment tej samej piosenki: "Uważaj, bo jestem Włoszką, będę od ciebie odstraszała panie, będę kneblowała piękne syreny"? Chyba Carla nie jest typem kobiety zazdrosnej? "Nie jestem zazdrosna ani zaborcza, ale jeśli mój ukochany oszaleje dla innej kobiety, to zrobię się zazdrosna i zaborcza. Na razie ani razu nie kazałam śledzić mojego męża!"

Nazwała swoje piosenki "kołysankami, które otulają cię jak pieszczota". Z "Je suis une enfant" (Jestem dzieckiem): "Jestem dzieckiem, mimo moich 40 lat, mimo moich 30 kochanków". Z "Ta tienne": "Jesteś moim panem, jesteś moim kochaniem, jesteś moją orgią". Pytam, czy zmieniła któreś teksty po tym, jak poznała Sarkozy’ego. "Nic nie zmieniłam. Dodałam jedną piosenkę, bo było ich 13, a Włosi uważają, że to jest pechowa liczba. Nie zmieniłam tekstów, bo jestem pewna, że cenzura by zabiła nawet tak mało istotną twórczość jak moja".

Jak małżeństwo wpłynęło na kształt płyty? "Dla mnie nie ma różnicy między tym albumem a pierwszymi dwoma. Jeśli coś się zmieniło, to nie dla mnie, tylko dla innych, dla mediów, które nie rozróżniają między moją pozycją a moją osobą. Ale to mi nie przeszkadza, bo nie jest łatwo o takie rozróżnienie. Ja nie mam problemu z oddzieleniem jednego od drugiego, tysiące razy zmieniałam państwa, języki, domy, pracę. Ale dla innych to jest problem, bo jak mówi Bergson, ludzie widzą bardziej etykietkę niż osobę, a że etykietka nie jest precyzyjna, dezorientuje ludzi". Upieram się, że miłość do prezydenta musiała mieć jakiś wpływ na proces powstawania albumu. "Po ślubie miałam mniej czasu. Nie dlatego, że mój mąż jest prezydentem republiki - gdybym wyszła za prawnika czy lekarza, byłoby tak samo. Poza tym mam syna, który jest dla mnie najważniejszy, a to oznacza mniej czasu dla mnie samej".

Mąż pomagał jej przy albumie "tak jak każdy mąż powinien. Nicolas jest dla mnie dobry, serdeczny i wielkoduszny". Carla ma świadomość, że "nie jest łatwo być z artystką, która ciągle przeżywa rozterki. Mój mąż, biedactwo, nie ma łatwego zadania - musi dźwigać na swoich barkach cały kraj, a na dodatek ma na głowie mnie". Nie przeszkadza jej, że ludzie śmieją się z piosenki, w której Sarkozy nazwany jest "Ma came" ("Mój narkotyk")? "Cieszę się, że ludzie mają się z czego pośmiać. Ale tak naprawdę ta piosenka mówi o uzależnieniu od miłości. <Ma came> to wyrażenie slangowe. Jeśli ktoś powie <Tu es ma came>, znaczy to <You’re my cup of tea> (Jesteś w moim typie)" - mówi doskonałą angielszczyzną z lekkim akcentem amerykańskim.

Pytam, czy sama brała kiedyś narkotyki. "Nie, nigdy. Straciłam kilkoro przyjaciół, kiedy chodziłam jeszcze do szkoły, więc wiem, że narkotyki to straszna rzecz, prowadzą do zniszczenia i tragedii. Lubię wino, ale alkohol i papierosy to też są środki odurzające - legalne środki odurzające są dostatecznie niebezpieczne. Alkohol jest niebezpieczny, bo stwarza sztuczny świat. Mnie wystarcza prawdziwa rzeczywistość".

Na płycie jest wiele odniesień do śmierci. W "Le temps perdu" ("Stracony czas") Carla śpiewa: "Na tle marmuru naszych nagrobków wykorzystajmy każdą sekundę czasu, jaki jest nam dany". Mówię Carli, że wydaje mi się bardzo pogodną osobą jak na kogoś, kto śpiewa o śmierci. "Właśnie dzięki świadomości śmierci i przemijania jestem pogodna. Nie chcę wchodzić w durne psychologizowanie, ale nie jestem osobą pogodzoną z losem i nie jestem mądra. Mam nadzieję, że to przyjdzie wraz z dojrzałością, ale na razie nie przyszło. Prawda jest taka, że życie stawia pytania, na które nie znalazłam odpowiedzi". Na przykład? "Dlaczego tutaj jesteśmy? Od jak dawna? Co się działo wcześniej?"

Zrobić coś dla innych

Będzie musiała znaleźć odpowiedź na jedno wielkie pytanie po wakacjach, które spędzi z mężem częściowo w jego oficjalnym domu urlopowym, fortecy Bréganon na Riwierze, i w swojej rodzinnej willi w pobliżu: jak wykorzysta pozycję pierwszej damy? Powiedziała kiedyś, że chce się poświęcić działalności charytatywnej. "Dzisiaj chciałabym pomagać ludziom. Teraz zajmuję się albumem, więc wygląda to tak, jakbym mówiła tylko o sobie, lecz zanim napiszę następny, chciałabym wykorzystać swoją pozycję, która jest wyjątkowa i otwiera wszystkie drzwi, do pomagania ludziom. Rodzice zawsze mnie uczyli, że kiedy ktoś jest uprzywilejowany, powinien zrobić coś dla innych. "Co konkretnie?" "Dostaję 40 dossier dziennie, więc muszę je najpierw przeczytać. Może poprę coś, co już istnieje, albo stworzę coś nowego. Chcę poświęcić całą swoją energię, całą siebie, mój wizerunek i pozycję walce z ignorancją, biedą i niesprawiedliwością. Ale nie będę robiła niczego politycznego".

Oczywiście już zrobiła coś "politycznego": przekonała do siebie Francuzów, z których - według jednego z sondaży - 68 proc. ją aprobuje. Komentatorzy spierają się co do tego, na ile poprawiła wizerunek Sarkozy’ego - tylko 40 proc. poparcia - lecz wielu dostrzega "efekt Carli": jej impulsywny mąż zrobił się spokojniejszy i wrażliwszy. Z badań opinii wynika, że państwo Sarkozy muszą zachowywać się dyskretnie, żeby nie irytować wyborców. Relacjonowana przez wszystkie media wycieczka do Egiptu skłoniła wielu obywateli do narzekań, że prezydent poświęca zbyt wiele czasu na prywatne życie, zamiast rozwiązywać problemy kraju.

Pytam, jak się czuje w epicentrum "apokalipsy". "Czuję się jak cegła w murze, mała cegiełka". - Śpiewa refren "Another Brick In the Wall" Pink Floydów. "Czuję się jak kobieta zakochana w mężczyźnie, który zabiera ją do nieznanego jej wszechświata, ale on sam jest zakochany w kobiecie, która zabiera go do nieznanego mu wszechświata. Dla niego to też jest wysiłek".

Cytuję słowa Jacquesa Séguéli, który ich zeswatał: "Carla wniosła do życia prezydenta wdzięk, elegancję, międzynarodowe obycie. Dzięki niej jego podróże są bardziej prezydenckie". Carla uśmiecha się: "Dziękuję, Jacques, to bardzo miłe. Mam nadzieję, że wniosę do życia Nicolasa przede wszystkim czułość, schronienie. Miłość zawsze jest schronieniem. Nawet kiedy kochanka jest piosenkarką, a kochanek prezydentem".

W jej życiu było wiele zmian, ale Carla nie ma wątpliwości, że ta była ostatnia. Paryżanie zakładają się ze sobą o to, jak długo przetrwa jej miłość do Sarkozy’ego, ona upiera się jednak, że jej małżeństwo jest "na zawsze". Kiedy wstaję do wyjścia, Carla śpiewa trzy słowa w dyszącym stylu Marylin Monroe: "Bye, bye, baby...".