Poprzednie takie spotkanie miało miejsce w październiku 2007 r., jeszcze w czasie, gdy Putin był prezydentem. Zdaniem części komentatorów fakt, że z ludem znów rozmawia Putin (już po raz siódmy w historii), a nie nowy prezydent Dmitrij Miedwiediew dowodzi, kto tak naprawdę sprawuje władzę w kraju.

Reklama

>>>Przeczytaj, jak przebiegała poprzednia rozmowa Putina z Rosjanami

Analitycy najbardziej oczekiwali pytań związanych z ewentualnymi przedterminowymi wyborami prezydenckimi, w których Putin mógłby się ubiegać o tym razem 6-letnią kadencję, a także kryzysem gospodarczym. Okazało się jednak, że Rosjan mniej interesuje rywalizacja o hegemonię na świecie czy polityka wewnętrzna, a bardziej sprawy przyziemne - wzrost cen benzyny, wysokość emerytur czy płac w budżetówce.

Już pierwsze pytania pokazały, co będzie głównym tematem trzygodzinnej rozmowy z premierem: sytuacja ekonomiczna. Tym razem Putin nie ukrywał już, że kryzys dotknie także Rosję. "Rosjanie powinni być gotowi politycznie i moralnie na cięższy okres" - ostrzegał. Jego zdaniem "zaraza z USA" może spowodować jednak najwyżej czasowe problemy i w najgorszym razie obniżyć poziom wzrostu gospodarczego w 2008 r. z 7,5 proc. do 6,8 proc.

Reklama

"Jak żyć z taką niską emeryturą?" - pytała tymczasem emerytka Nadieżda. "Ceny zboża znów są niższe niż koszt jego wytworzenia" - skarżył się rolnik z Tatarstanu. "Ceny są takie wysokie, a pensje cały czas niskie" - narzekał Oleg z Rostowa nad Donem. A Władimir Putin niezmiennie, niczym ojciec narodu, który pochyli się nad problemem każdego obywatela, tłumaczył, że stopniowo sytuacja idzie ku lepszemu. I choć rozumie, że z pensji na wszystko nie wystarcza, to jednak rosną one szybciej niż inflacja.

Putin na większość pytań odpowiadał podobnie. Rząd troszczy się, zajmie tą sprawą, rozumie. Do tego liczby, którymi sypał jak z rękawa. Dotyczyły wszystkiego - od cen biletów na loty krajowe przez ceny zboża aż po zmiany niedoboru miejsc w przedszkolach. Natomiast za większość błędów i krzywd, na jakie skarżyli się pytający odpowiadają oczywiście władze regionalne.

Premier, w odróżnieniu od poprzednich tego typu spotkań, bardzo mało miejsca poświęcił tematyce zagranicznej. Dominowała sprawa Gruzji, którą po raz kolejny oskarżył o "klientyzm" wobec niewymienionych państw Zachodu i sprowokowanie krwawej agresji na Osetię Płd. Ostrzegł także, że państwa, które dopuszczają się usuwania pomników sowieckich żołnierzy "same pod sobą kopią dołek". Kilka minut poświęcił też Ukrainie. "Robimy wszystko, żeby polepszyć stosunki z tą bratnią republiką. Nie chcemy jedynie podejmowania wydumanych tematów w rodzaju Wielkiego Głodu" - mówił.

Reklama

>>>Tekst spotkania Putina z narodem w jez. rosyjskim

p

WŁADIMIR PRIBYŁOWSKI*: Dziś widać było, kto tak naprawdę jest najważniejszą osobą w państwie. Rozmowy z Dmitrijem Miedwiediewem tak nie wyglądają, on nie wygląda jak prezydent. Za to Putin - jak najbardziej. Choć premier mówił dziś trochę o polityce zagranicznej - o Gruzji, o Ameryce - to jednak nie poświęcił jej tyle miejsca, co zwykle. Powód? Rosjanie obawiają się dziś kryzysu, boją się pogarszającej się sytuacji ekonomicznej.

Ludzie autentycznie się zaczęli interesować gospodarką. Do mnie zaczęli dzwonić dawni znajomi, z którymi nie rozmawiałem od kilku lat. I wiedząc, że jestem także dziennikarzem, pytają mnie, jak długo potrwa kryzys. Dla Rosjan możliwość zadania pytania Władimirowi Putinowi jest niezwykłą gratką. Mówiono o milionach telefonów i sms-ów. Bardzo wielu ludzi oglądało na żywo program. Widać także po ruchu w internecie, większość politycznych bloggerów żywo reagowało na kolejne odpowiedzi premiera. I choć ich ocena - głównie komunistów, liberałów i nacjonalistów - była negatywna, to trzeba pamiętać, że nie są oni reprezentatywną grupą rosyjskiego społeczeństwa.

Putin wykorzystuje zasadę kontrastu. Ludzie starsi pamiętają czasy Breżniewa, młodsi - wiecznie podpitego Jelcyna. A teraz widzą młodego, rozsądnego człowieka. To pomaga premierowi w utrzymaniu swojej popularności i autorytetu. Dlatego chętnie organizuje się takie spotkania z narodem. I dość regularnie, raz, dwa razy w roku.

*Władimir Pribyłowski, rosyjski komentator polityczny, krytyczny wobec władz