Ważący 14 kg meteoryt żelazny znaleźli w grudniu 2020 roku dwaj geolodzy - Anders Zetterqvist i Andreas Forsberg. Wcześniej na podstawie amatorskich filmów i zdjęć od osób, które widziały na niebie błysk spadającego kamienia, oszacowali miejsce, gdzie może się on znajdować.
Po nagłośnieniu sprawy przez media o bryłę upomniał się właściciel gruntu Johan Benzelstiern von Engestroem, domagając się jej zwrotu. Gdy geolodzy odmówili, mężczyzna poprzez swoją firmę wniósł do sądu o przyznanie mu prawa własności meteorytu.
"Nie ma trwałego związku z ziemią"
Zdaniem sądu "meteoryt, który niedawno spadł, nie ma trwałego związku z ziemią ani z nieruchomością i nie można oczekiwać, że pozostanie tam przez długi czas". - Nie jest więc częścią nieruchomości, na którą spadł - dowodził sędzia Markus Tengblad.
Jednocześnie sąd uznał, że w przypadku meteorytu nie ma zastosowania prawo, tzw. Allemansratten, dające wszystkim dostęp do szwedzkiej przyrody bez względu na kwestie własności. Na ten przepis powoływali się geolodzy. - Meteoryt, który niedawno spadł, nie może być uznany za produkt natury. Z drugiej jednak strony każdy ma prawo (w Szwecji) poszukiwać meteorytów na obcej ziemi, o ile nieruchomość ta nie zostanie zniszczona - podkreślił Tengblad.
Sprawa wiązała się z koniecznością dostarczenia na salę sądową przedmiotu sporu, czyli meteorytu, który został przekazany przez geologów do Muzeum Historii Naturalnej w Sztokholmie. Transport był logistycznym wyzwaniem.
Wyrok jest nieprawomocny, a po jego ogłoszeniu właściciel ziemi wyraził swoje niezadowolenie i wolę odwołania się do sądu wyższej instancji. Ma o tym zdecydować po zapoznaniu się z uzasadnieniem.
Ze Sztokholmu Daniel Zyśk