Centrala Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu od ponad 60 lat prowadzi śledztwa w sprawach sprawców narodowego socjalizmu i ich pomocników. "Jeśli w 77 lat po Zagładzie w Niemczech nadal odbywają się procesy dawnych nazistów, to śledztwa rozpoczęły się za murami bladożółtego budynku w Ludwigsburgu" - pisze tygodnik "Spiegel". Thomas Will stoi na czele Centrali. "Można powiedzieć, że Thomas Will jest głównym niemieckim łowcą nazistów" - oceniają media.
"Ale Will nie lubi tytułu głównego łowcy nazistów. I naprawdę nie wygląda jak jeden z +Bękartów wojny+ w swojej bordowej tweedowej marynarce. Nie pracuje też maczetą, jak łowcy nazistów z filmu Tarantino - jego narzędziami są karty indeksowe, których 1 769 038 sztuk przechowuje się w szarych szufladach w piwnicy Centrali" - czytamy w tekście.
Są tam karty miejsc: Stutthof, Auschwitz, Buchenwald. Ale na większości kartek indeksowych widnieją nazwiska: ofiar i sprawców. Nie wolno tego oglądać, nawet robić zdjęć - mówi Will, gdy oprowadzał dziennikarzy gazety po kolekcji.
Jak wytropić niemieckich zbrodniarzy?
Jak wytropić niemieckich nazistowskich zbrodniarzy, 77 lat po upadku dyktatury Hitlera? Pracownicy Centrali "to znacznie więcej niż prokuratorzy. Są detektywami, kiedy próbują śledzić adresy, kiedy pytają o nazwiska w biurach meldunkowych, kiedy przeszukują archiwa w Rosji czy we Włoszech w poszukiwaniu list rozlokowanych żołnierzy" - pisze "Spiegel".
Śledczy z Ludwigsburga "są historykami, znają topografię faszystowskiego terroru. Obok metalowych szafek z kartami indeksowymi na ścianie wisi wydrukowany wyblakłą farbą na płótnie zarys Rzeszy Niemieckiej i jej obozów koncentracyjnych. Zajmujemy się obozem po obozie - mówi Will, patrząc na mapę".
Śledczy szukają nazwisk morderców lub wspólników, którym mogą udowodnić winę.
Przekazują swoje ustalenia i przesyłają akta do prokuratury w regionie, w którym obecnie mieszkają oskarżeni. Tam są badane i ewentualnie stawiane są zarzuty. W tym roku w wyniku pracy centrali zapadły dwa wyroki skazujące: Josef Schuetz był zatrudniony jako strażnik w niemieckim obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen. Sąd Okręgowy w Neuruppin skazał go na pięć lat więzienia za pomocnictwo w zabójstwach. Śledczy odnaleźli jego nazwisko w 2018 roku w archiwach wojskowych w Moskwie. W dokumentach, które Armia Czerwona przywiozła do Rosji pod koniec wojny - relacjonuje tygodnik.
Irmgard Furchner została skazana na dwa lata w zawieszeniu, także za współudział w morderstwie w tysiącach przypadków. Jest pierwszym cywilnym pracownikiem w Niemczech, który stanął przed sądem za zbrodnie popełnione w obozie koncentracyjnym: biurokratką horroru.
Procesy Schuetza i Furchnera miały znaczenie historyczne. Uznano je za ostatnie procesy przeciwko zbrodniarzom nazistowskim w Niemczech. Czy były? I co stanie się z Centralą? Thomas Will wymienia, które sprawy są jeszcze teraz otwarte. Jedna sprawa o pomoc w zabójstwach w obozie koncentracyjnym Buchenwald jest w prokuraturze w Erfurcie; dwa postępowania przeciwko sprawcom z Ravensbrueck są w prokuraturach w Neuruppin i Coburgu; jedna sprawa o pomoc w zabójstwie w obozie koncentracyjnym Neuengamme jest w prokuraturze w Hamburgu; jedna sprawa przeciwko sprawcy z Sachsenhausen jest w prokuraturze w Neuruppin.
"We wszystkich tych sprawach prokuratura bada góry poszlak dostarczonych im przez Centralę. W sprawie z Coburga, Will jest przekonany, że wkrótce zostaną postawione zarzuty. W pozostałych przynajmniej ma taką nadzieję. Szanse nie są szczególnie duże: wielu oskarżonych nie jest już w stanie stanąć przed sądem" - pisze "Spiegel".
Thomas Will i jego koledzy ścigają się z czasem i śmiercią. To, że mogą ścigać tylko seniorów, wynika też z tego, że niemiecki wymiar sprawiedliwości długo pozwalał zbrodniarzom nazistowskim ujść na sucho. 1 grudnia 1958 roku rozpoczęła pracę Centrala w Ludwigsburgu. Wówczas zamierzano połączyć śledztwa przeciwko zbrodniarzom hitlerowskim - i zakładano, że wszyscy pozostali sprawcy zostaną postawieni przed sądem w ciągu dwóch lat. Jak na razie pomylono się w obliczeniach o 62 lata - zauważa tygodnik.
Śledczy w tamtym czasie doprowadzili przed oblicze sprawiedliwości kilkudziesięciu sprawców - pisze tygodnik. W połowie lat sześćdziesiątych liczba procesów gwałtownie spadła. W tym czasie przedawnienie morderstwa wynosiło 20 lat. Rząd federalny znalazł się pod presją. W końcu parlament przedłużył okres przedawnienia - a później całkowicie go zniósł. Przepisy utrudniały jednak prowadzenie śledztwa w sprawie pomocników w masowym mordzie. Postępowania prowadzono głównie przeciwko szefom machiny morderczej - opisuje gazeta.
Biurokraci terroru często byli bezkarni, urzędnicy i strażnicy nie stawali przed sądem. Tak było przez dziesiątki lat, dopóki procesy strażnika z Sobiboru Iwana Demianiuka i "buchaltera z Auschwitz" Oskara Groeninga nie zmieniły poglądu prawnego. Przed tymi wyrokami procesy były zwykle prowadzone w ten sposób, że próbowało się udowodnić konkretny czyn, z datą, narzędziem zbrodni, ofiarą.
Od czasu procesów Demjanjuka i Groeninga obowiązuje zasada: obóz jest czynem. Każdy, kto brał udział w machinach mordu, jest winny współudziału.
Centrala też długo uważała, że pomocników nie uda się postawić przed sądem. Patrząc wstecz, był to oczywisty błąd - mówi dziś Thomas Will.
Aby naprawić błąd, śledczy zaczęli ponownie badać wszystkie obozy. Od 2011 roku przekazali prokuratorom 198 spraw. W niektórych postawiono zarzuty. "Prokuratorzy i policja dzwonili do drzwi nazistowskich zbrodniarzy, którzy do tej pory prowadzili w większości normalne życie. Jak Oskar Groening, jak Bruno Dey, jak Irmgard Fuchner" - pisze "Spiegel".
Wyrok przeciwko byłej sekretarce obozu koncentracyjnego może ponownie wprowadzić ruch w śledztwa w Ludwigsburgu. Jest to pierwszy wyrok przeciwko przeciwko cywilnemu pracownikowi obozów koncentracyjnych. "Nie jest to dobra wiadomość dla wszystkich telefonistek i sekretarek, których nazwiska są wymienione w kartach indeksowych" - czytamy.
Ale Thomas Will mówi też: Zbliżamy się do ostatnich postępowań. Centrala ma się później stać "miejscem pamięci, nauki, badań i spotkań".
Z Berlina Berenika Lemańczyk