Jak informuje Sky News, Patrick Sanders pozostanie na stanowisku do początku przyszłego roku, ale przesłuchania kandydatów na jego następcę zaczną się już w lipcu. Stacja zauważa, że kadencja Sandersa na stanowisku dowódcy armii będzie niespodziewanie krótka i sugeruje, że ma to związek z odmiennym stanowiskiem, jakie generał ma w kwestii przyszłego kształtu brytyjskich sił zbrojnych.
Według stanu z początku tego roku, w wojskach lądowych służy 78 tys. regularnych żołnierzy, co jest najniższą liczbą od końca XVIII wieku, a plany zakładają dalsze zmniejszenie stanu osobowego armii kosztem jej większej automatyzacji oraz kosztem rozwoju dwóch pozostałych rodzajów sił zbrojnych, czyli marynarki wojennej i sił powietrznych. Według opublikowanej w listopadzie 2021 roku, a więc jeszcze przed rosyjską napaścią na Ukrainę strategii ministerstwa obrony Wielkiej Brytanii, wojska lądowe miałyby liczyć 73 tys. żołnierzy.
"To, że jesteśmy wyspą nie oznacza…"
Generał Sanders regularnie zwraca uwagę, że armia jest bardziej niedoinwestowana niż pozostałe rodzaje sił zbrojnych, jej sprzęt, jak np. pojazdy opancerzone, jest przestarzały, a fakt, iż Wielka Brytania jest wyspą nie oznacza, iż nie potrzebuje wojsk lądowych, bo ma np. zobowiązania sojusznicze.
Ci, którzy uważają, że nasze położenie geograficzne pozwala nam zminimalizować inwestycje na lądzie lub że możemy po prostu ukryć się za armiami innych członków NATO, zwyczajnie są w błędzie - powiedział w poniedziałek generał podczas konferencji w londyńskim think tanku Royal United Services Institute (RUSI).
Z Londynu Bartłomiej Niedziński