"Wieża, mamy problem z systemem nawigacji" - taki komunikat dwukrotnie zmroził krew w żyłach obsługi międzynarodowego lotniska Barajas w Madrycie. Tym bardziej, że chodziło o dwie maszyny Airbus 320, a nadal nie wiadomo, dlaczego Airbus 330 linii Air France spadł pod koniec maja do morza niedaleko wybrzeży Brazylii.
>>>Zobacz, co zostaje po ofiarach katastrof
Najpierw w stan gotowości postawiono służby na madryckim lotnisku. Potem alarm ogłoszono w służbach państwowych. Zmobilizowano straż pożarną i personel medyczny.
>>>Znów awaria aibusa. Zapalił się silnik
Na szczęście alarm okazał się przedwczesny. Co prawda nie udało się ustalić, dlaczego w dwóch Airbusach wysiadła nawigacja; jednym lecącym do Kopenhagi, a drugim - do Asturii. Pierwsza maszyna zawróciła po 40 minutach lotu, druga - wczoraj - już po 20 minutach.
W piątek udało się szybko usunąć awarię i pasażerowie odlecieli do Asturii tym samym Airbusem. Dziś mechanicy woleli nie ryzykować i postanowili dokładniej sprawdzić maszynę. Linie lotnicze Iberia przewiozły zdenerwowanych pasażerów do Kopenhagi innym samolotem.
>>>Groźny pożar na pokładzie Airbusa
Ale to nie jedyny poważna awaria Airbusa w ostatnich dniach. W środę w samolocie hiszpańskich linii Iberworld lecącym z Wysp Kanaryjskich zapalił się silnik. Na szczęście pilotom udało się szczęśliwie zawrócić i wylądować. W czwartek pożar wybuchł na pokładzie Airbusa 330 australijskich linii Jetstar, kilka godzin po starcie z lotniska w Tokio. Załoga stłumiła płomienie gaśnicami. Samolot awaryjnie lądował na wyspie Guam.
Tyle szczęścia nie mieli pasażerowie Airbusa 330 linii Air France. Maszyna, na pokładzie której było 228 osób, spadła pod koniec maja do Atlantyku, niedaleko wybrzeży Brazylii. Do tej pory wyłowiono 50 ciał ofiar. Wśród pasażerów było dwóch Polaków.