Nie można mówić o panice, ale w największych niemieckich miastach daje się odczuć stan podwyższonego napięcia. Przed Muzeum Żydowskim w Berlinie wzmocnione i uzbrojone patrole policyjne. Podobnie na najludniejszych dworcach i lotniskach. Media zastanawiają się, czy bezpiecznym miejscem jest choćby rozpoczęte w sobotę w Monachium słynne święto piwa Oktoberfest. Z kolei ambasada USA już ostrzegła swoich obywateli, by "bardzo na siebie uważali".

Reklama

Taka nerwowość to efekt dwóch opublikowanych w weekend w internecie nagrań wideo. "Wzywamy władze do wycofania Bundeswehry z Afganistanu. Kiedy ostatni spośród 4200 żołnierzy opuści ziemie muzułmanów, my wycofamy naszych mudżahedinów z terytorium Niemiec. Al-Kaida gwarantuje to swoim słowem" - głosi przesłanie nagrane po niemiecku. Jeśli te groźby zostaną zlekceważone Niemcy spotkać ma w ciągu najbliższych trzech tygodni "straszliwa kara". "Apelujemy do wszystkich niemieckich muzułmanów: przez 14 dni po wyborach do Bundestagu trzymajcie się z dala od miejsc publicznych" - straszy Al-Kaida.

Autorem ujawnionych w piątek i niedzielę filmików jest wychowany nad Renem 32-letni imigrant marokańskiego pochodzenia Bekkaya Harracha. Ten były student matematyki bońskiej Akademii Technicznej, dwa lata temu via Teheran przedostał się na pogranicze pakistańsko-afgańskie, przyjął imię Abu Talha i - według informacji niemieckiego wywiadu - zdołał przeniknąć do kierowniczych kręgów Al-Kaidy. "Inteligentny, fanatyczny, zafascynowany bin Ladenem" - charakteryzują autora nagrań niemieckie specsłużby.

Federalny Urząd Kryminalny (BKA) oświadczył natychmiast, że ostrzeżeń Abu Talhu nie wolno lekceważyć. Media przypominają, że szef Urzędu Ochrony Konstytucji Heinz Fromm już kilka miesięcy temu sygnalizował publicznie, że jego „przygotowywane są akty terroru przeciwko naszemu krajowi”.

Reklama

Zdaniem ekspertów groźby nie wpłyną bezpośrednio na przebieg wyborów do Bundestagu. "W sprawie Afganistanu istnieje w Niemczech szeroki polityczny i społeczny konsensus. Wojna coraz bardziej nam ciąży, ale na razie nie wchodzi w grę jakiekolwiek nerwowe wycofanie. Nawet zakładając, że doszłoby tu do zamachu. Taki akt terroru spowodowałby raczej zwarcie szeregów największych partii i próbę pokazania nieugiętej postawy wobec terrorystów" - mówi nam analityk Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej Jan Techau. Z tego konsensusu wyłamała się tylko skrajna partia Lewica, która jednak - mimo wielu prób - nie zdołała uczynić z wojny afgańskiej istotnego tematu trwającej kampanii.

Niemcom jak dotąd udało się uniknąć zamachów terrorystycznych o podłożu islamistycznym. Nie znaczy to, że nie były one przygotowywane. Latem 2006 r. tylko wada mechanizmu bomb domowej roboty zapobiega eksplozji dwóch ładunków pozostawionych przez radykałów w pociągach. Rok później antyterroryści rozbili tzw. grupę z Sauerlandu, która planowała serię zamachów na bazy wojskowe.