Gdzie chrześcijanie żywią muzułmanów. Serbska Subotica, przystanek w drodze do euroraju
1 Wśród mężczyzn jest Abdul, który w rodzinnym Kabulu pracował na budowie w bazie wojskowej. Kiedy zorientowano się, że zna angielski, dostał posadę tłumacza. Rodzina nie była zadowolona, bo współpraca z rządem i stacjonującym w Afganistanie wojskiem z Zachodu to ogromne ryzyko. Abdul zgodził się - jest ambitny, liczył na zarobek i łut szczęścia. Ale gdy po roku projekt się kończył, zaczął dostawać pogróżki. "Jak cię złapiemy, to zabijemy". Praca się skończyła, a on został sam z szukającymi rewanżu talibami na głowie. Wspólnie z rodziną stwierdzili, że życie jest najważniejsze. Spakował plecak i ruszył w drogę. - Ta cała wędrówka i tak jest mniej niebezpieczna niż życie w moim kraju - mówi, mimo że zawartość plecaka szybko mu skradziono.
dziennik.pl / Magdalena Chodownik
2 Abdul jest w drodze od 3 miesięcy. W Iranie musiał być bardzo ostrożny, bo policja wyłapuje i odsyła takich jak on do domów. Później była granica turecka. - Wiedziałem, że jak ją przekroczę, to reszta jakoś się uda - wspomina. W Turcji na azylantów czekają ludzie, którzy organizują dalszą drogę - owiane złą sławą rejsy. Oni dostali numer telefonu do człowieka, który pomógł im kupić łódkę. 3 metry na 1 metr, do środka weszło 17 osób. 3 godziny dryfowania z szybkimi przystankami na wylewanie wody. Dopłynęli wymęczeni, ale szczęśliwi. Po krótkim pobycie w obozie dla uchodźców w Grecji ruszyli dalej - przez Macedonię do Serbii. Tam straż graniczna pokazywała im drogę przez zieloną granicę, dzięki czemu mogli się nocą prześlizgnąć niezauważeni. Potem przez Belgrad pociągiem do Suboticy. Tak trafili do starej fabryki cegieł.
dziennik.pl / Magdalena Chodownik
3 - Mamy podobne historie - opowiada Abdul. -> Pogróżki - mówi, wskazując kolegę w oddali. - Zdemolowane domy (wyciąga rękę w stronę jednego z namiotów, z którego wystają tylko stopy), prześladowania (wskazuje kilku mężczyzn, przerzucających drewno). Wszyscy uciekamy przed tym samym - dodaje. Ale nie o wojny tu chodzi, choć to właśnie one wypędziły ich z rodzinnych domów, a o ratowanie przyszłości swojej i najbliższych. Każdy bardziej niż o przeszłości, stara się tu myśleć o wyczekanym i opłaconym z trudem i w strachu lepszym życiu w Europie. Ktoś puszcza muzykę z telefonu i podryguje wesoło. Ktoś śpiewa pod nosem, inny nawet głośniej. Niektórzy śpieszą rozegrać choć jedną jeszcze partyjkę w karty, a pozostali znoszą miski, do których każdy wkrótce dostanie obiad - kawałek ziemniaczanej papki i mięsa. Na tej zielonej polanie życie przez chwilę płynie jak na pikniku. Żarty, uśmiechy, zabawa. Zmęczeni podróżą uchodźcy starają się znaleźć choć trochę normalności. - Musimy czasem wypocząć, oderwać się, pożartować. Inaczej zwariujemy - Abdul mówi tak, jakby czuł, że musi się wytłumaczyć z chwilowego braku łez i umartwiania.
dziennik.pl / Magdalena Chodownik
4 W obozowisku wśród wysokich traw mieszka 12-osobowa grupa uchodźców - wszyscy wyjechali z Afganistanu, a poznali się w Turcji. Za dnia ich namioty są otwarte na oścież, na drzewach suszą się uprane ubrania. Na rozłożonych na trawie kocach siedzi rodzina z na oko 4-letnim synkiem. Reszta grupy pochłonięta jest przygotowywaniem obiadu - jeden pilnuje garnka, z którego paruje żółta kartoflana papka...
dziennik.pl / Magdalena Chodownik
5 ... reszta oporządza dopiero co zarżniętą owcę, dokładnie wykrawając każdy kawałeczek mięsa. Choć warunki, w jakich owca zmienia się w obiad, pozostawiają wiele do życzenia, właśnie wśród traw uchodźcy zmuszeni są organizować sobie także rzeźnię. W Serbii ciężko o mięso halal, choć biorąc pod uwagę okoliczności, może Allah wybaczyłby im jedzenie innego. A konserwy - jak mówią - z czasem przyprawiają o ból brzucha. Tymczasem choroby i boleści najmniej im są potrzebne w czasie długiej wędrówki.
dziennik.pl / Magdalena Chodownik
6 Pod zadaszeniem przy starej ciglanej stoi minivan, a przed miniwanem - długa kolejka. Na wystawionym przed samochodem stole leżą konserwy, pasztety, puszki z rybami i paczuszki z podstawowymi środkami higieny: maszynki do golenia, pasty do zębów. Obok, w plastykowych skrzyniach bochenki chleba. Każdy z czekających bierze coś dla siebie, rodziny i grupy, ale nie nadużywa przywiezionych produktów. Dla wszystkich musi przecież starczyć, a chętnych jest kilkadziesiąt, może kilkaset. Za minivanem młody chłopak w gumowych rękawiczkach ogląda stopy imigranta z Pakistanu. W popękane i poranione w czasie drogi stopy wdało się zakażenie. Po zdezynfekowaniu i oczyszczeniu ran, chłopak na obie nogi zakłada opatrunki. W kolejce do oględzin ustawia się drugi. Wysoko podwijając rękawy, wyciąga pokryte wysypką i strupami ręce...
dziennik.pl / Magdalena Chodownik
7 - Ma to na całym ciele - tłumaczy inny. - Tu zwykły opatrunek nie wystarczy - rzuca młody mężczyzna w rękawiczkach i decyduje się wezwać pogotowie. Zakładający opatrunki młody chłopak to syn prawosławnego duchownego, Tibora Vargi, który przyjeżdża do koczujących tu imigrantów od 4 lat. Od tak dawna bowiem uchodźcy z Azji napływają do Europy przez granicę węgierską. Rodzina księdza organizuje jedzenie, koce - wszystko, co mogłaby się przydać ludziom koczującym w starej fabryce. Wiele darów dostaje od innych chętnych do pomocy. - Ludzie wiedzą, że tu przyjeżdżamy. Sami do mnie dzwonią i pytają, jak mogą pomóc - tłumaczy Tibor, dzięki któremu w pomoc imigrantom udało się zaangażować wiele osób, choć Serbia nie opływa w bogactwa. Sama Subotica - niegdyś dobrze rozwinięte miasto z fabrykami i ogromnym targiem - dalej nie podniosła się po kryzysie, który zaczął i zakończył się rozpadem Jugosławii.
dziennik.pl / Magdalena Chodownik
8 Tibor dostarcza żywność i sprawdza stan zdrowia przybyszów. Pomoc im traktuje po części jak misję, którą zesłał mu do wypełnienia Bóg. Wskazuje, że to Słowo Boże nakazuje przyjęcie poszukującego schronienia, nakarmienie głodnego, napojenie spragnionego. A Tibor wprowadza w życie nauki chrześcijańskie bez względu na różnice religijne. Zresztą chrześcijaństwo i islam o pomocy bliźniemu mówią to samo: "W podobny sposób wystawialiśmy na próbę jednych przy pomocy innych (...) A kiedy Ci, którzy wierzą w Nasze Znaki, przyjdą do Ciebie, powiedz: Pokój z wami!" - mówi Koran. I tu, na serbskiej prowincji, ten pokój zdaje się panować.
dziennik.pl / Magdalena Chodownik
9 Abdul i jego grupa planują już dalszą podróż. Chcą się przedostać na Węgry. Martwią ich zasieki, które groźnie nastroszone strzegą wejścia do Unii, ale nimi przejmują się mniej niż mundurowymi. I te odciski palców. - Jak nas złapią na Węgrzech i tam wezmą odciski, to będziemy musieli tam zostać - dywagują. Niepewni, ale zdeterminowani, nie wyobrażają sobie, że plan może się nie udać: Jeśli nie Europa, to nie ma dla nas przyszłości - mówi Abdul, nie zadając sobie pytań, czy Europa widzi przyszłości z nimi. Plan jest jeden - przetrwać. Zapatrzeni w telefony i mapy, godzinami planują każdy krok i przerzucają się pomysłami. Mają nadzieję, że uda im się pokonać granice, te dosłowne i te mniej. Za cegielnią zostawią pakunki dla następnych imigrantów: koce, namioty, garnki. Wszystko to, co będzie kolejnym przybyszom potrzebne do przetrwania tu kilku dni. Tu nikt nie ma wątpliwości, że następni przybędą.
dziennik.pl / Magdalena Chodownik
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Komentarze(22)
Pokaż:
po odebraniu im kosowa i wojnie z bośniackimi musliamami i kilku stuleciami zniewolenia przez islam
ha ha ha ha ale jajca sobie autor robi
oni ich nienawidzą jeszcze bardziej niż polacy
13 PAŹDZIERNIKA 2015
Czeska lekarka ujawnia dramatyczne szczegóły pracy wśród islamskich migrantów w Niemczech
W jednej z niezależnych czeskich stacji telewizyjnych odczytano list czeskiej lekarki pracującej w Niemczech, w którym opisuje ona szczegóły pracy wśród napływających do Europy migrantów. Poniżej przedstawiamy tłumaczenie listu.
„Przyjaciółka z Pragi ma znajomą, która – jako emerytowany lekarz – wróciła do pracy w szpitalu w okolicy Monachium, gdzie potrzebowano anestezjologa. Prowadziłam z moją przyjaciółką korespondencję i przesłała mi maila od wspomnianej lekarki. Dziś rozmawiałam z nią na temat tego, jak bardzo nieznośna jest sytuacja szpitalu w Monachium oraz w okolicznych placówkach.
Wielu muzułmanów odmawia leczenia przez kobiecy personel, a my, jako kobiety, odmawiamy udawania się do tych zwierząt, zwłaszcza z Afryki. Relacje pomiędzy personelem a migrantami stają się coraz gorsze. Ostatnimi czasy migranci udający się do szpitali muszą być eskortowani przez policję i psy policyjne.
Wielu migrantów ma AIDS, syfilis, gruźlicę otwartą i inne egzotyczne choroby, których w Europie nie potrafimy leczyć. Gdy w aptece otrzymują receptę, dowiadują się, że muszą zapłacić gotówką. Wywołuje to niewyobrażalne oburzenie, zwłaszcza jeśli chodzi o leki dla dzieci. Imigranci porzucają wtedy swoje dzieci i powierzają je personelowi apteki mówiąc: ‘W takim razie sami je wyleczcie!’. Policja ochrania więc nie tylko kliniki i szpitale, ale również duże apteki.
Mówimy więc otwarcie: ‘Gdzie są ci wszyscy, którzy przed kamerami telewizyjnymi witali imigrantów na dworcach kolejowych z transparentami? Owszem, teraz granice zostały zamknięte, ale milion migrantów już tu jest i z pewnością nie będziemy w stanie się ich pozbyć’.
Do tej pory w Niemczech bez pracy pozostawało 2,2 miliona ludzi. Dziś będzie ich co najmniej 3,5 miliona. Większość z tych ludzi nie nadaje się do jakiejkolwiek pracy. Mało kto posiada jakiekolwiek wykształcenie. Co więcej, kobiety zazwyczaj w ogóle nie pracują. Szacuję, że co dziesiąta jest w ciąży. Setki i tysiące z nich przywiozły ze sobą dzieci poniżej szóstego roku życia, spośród których wiele jest wycieńczonych i zaniedbanych. Jeśli nadal będzie to tak wyglądać, a Niemcy ponownie otworzą granice, wrócę do domu, do Czech. Nikt nie zatrzyma mnie tutaj w takiej sytuacji, nawet dwukrotnie wyższa niż w domu pensja. Wyjechałam do Niemiec, nie do Afryki, czy na Bliski Wschód.
Nawet profesor kierujący naszym oddziałem powiedział nam, że jest mu strasznie smutno, gdy patrzy na kobiety, które sprzątają codziennie od lat zarabiając 800 euro, i gdy spotyka następnie w korytarzach młodych mężczyzn, którzy chcą dostać wszystko za darmo, a jeśli tego nie dostają, wpadają w szał.
Naprawdę tego nie potrzebuję. Obawiam się, że jeśli wrócę, któregoś dnia sytuacja w Czechach będzie dokładnie taka sama. Jeśli Niemcy ze swoją naturą nie są w stanie temu zaradzić, w Czechach zapanuje totalny chaos. Nikt, kto nie miał z nimi [imigrantami – przyp. red.] do czynienia, nie zdaje sobie sprawy, jakimi są oni zwierzętami, zwłaszcza ci z Afryki, i z jaką wyższością muzułmanie – kierując się religią – traktują nasz personel.
Póki co personel lokalnego szpitala nie zaraził się chorobami przyniesionymi przez imigrantów, ale biorąc pod uwagę setki pacjentów przyjmowanych każdego dnia, pozostaje to tylko kwestią czasu.
W jednym ze szpitali nad Renem migranci zaatakowali personel nożami, a ośmiomiesięczne dziecko doprowadzili na skraj wycieńczenia, targając je przez trzy miesiące przez pół Europy. Dziecko umarło po dwóch dniach, pomimo iż otrzymało najlepszą opiekę medyczną w jednej z najlepszych klinik dziecięcych w Niemczech. W konsekwencji ataków jeden z lekarzy musiał zostać poddany operacji, a dwie pielęgniarki trafiły na oddział intensywnej terapii. Nikt nie został ukarany.
Lokalnej prasie zabroniono o tym pisać, więc wiemy o tym dzięki mailom. Co spotkałoby Niemca, gdyby ugodził lekarza i pielęgniarki nożem? Albo gdyby wylał swój zarażony syfilisem mocz na twarz pielęgniarki, narażając ją tym samym na infekcję? Trafiłby co najmniej do więzienia, a następnie do sądu. W przypadku tamtych ludzi jednak nic, póki co, nie zrobiono.
Pytam więc – gdzie są ci wszyscy, którzy witali migrantów i odbierali ich z dworców kolejowych? Siedzą pewnie wygodnie we własnych domach, zadowoleni ze swoich organizacji non-profit, czekając na kolejne pociągi i kolejny zastrzyk gotówki w zamian za witanie przybyszów na stacjach. Osobiście zebrałabym tych wszyscy witających i zaprowadziła ich do naszego szpitalnego oddziału nagłych przypadków, gdzie pracowaliby jako asystenci. Następnie zaprowadziłabym ich do budynku zamieszkałego przez imigrantów, gdzie mogliby zarówno opiekować się nimi, jak i ochraniać samych siebie – bez pomocy uzbrojonej policji, bez policyjnych psów – które dziś znajdują się w każdym szpitalu w Bawarii – i bez opieki medycznej”.
Bardzo proste, chcecie do Europy? Wyrzeknijcie się Allaha, kultury i wartości islamu. Przyjmijcie chrześcijaństwo, kulturę i tradycje Europy. wyrzeknijcie się również zasiłków socjalnych i podejmijcie normalną pracę tam gdzie wam pracodawcy z Europy zaoferują.
Wtedy rozważymy wasz pobyt.
Zapytajcie go również dlaczego jego bracia nie chcą u siebie wakacyjnych turystów z Europy.
I odpowiedzcie mu, że ten sam syf przed którym uciekają, sami zrobią go nam w naszym domu - w Europie.
Po konserwach im niedobrze...Ja jakoś jem choc wolałbym swieża baraninę