Nowe rozdanie we francuskiej polityce? Francja żyje Igrzyskami Olimpijskimi
W programie "Jest Temat Dziennik.pl" Piotr Nowak rozmawiał z Kacprem Kitą, jednym z najbardziej wnikliwych badaczy polityki i historii politycznej Francji. Rozmowa dotyczyła aktualnych wyzwań i dylematów, przed jakimi stoi Francja. Mowa m.in. o tym, czy Francuzi będą mieli nowego premiera? Co organizacja igrzysk mówi o sprawności V Republiki? Czy Francja jest w stanie odzyskać swoje wpływy w Afryce i na ile skuteczna jest jej próba zbudowania sojuszy w krajach azjatyckich?
Kita był pytany m.in. o to, jak Francuzi oceniają odbywające się w Paryżu Igrzyska Olimpijskie. - We Francji oprócz samej ceremonii, największy lęk związany był z bezpieczeństwem. Bardzo obawiano się zamachów terrorystycznych i różnego rodzaju ataków na sportowców i kibiców. Z tym związane były największe lęki społeczne. Jak popatrzymy sobie na sondaże, to rzeczywiście w ciągu roku poprzedzającego igrzyska było sporo badań, w których na przykład ponad połowa Francuzów deklarowała, że Francja sobie nie poradzi (z organizacją imprezy – red.). Było to związane właśnie z zagrożeniem terrorystycznym. Mieliśmy udaremnione kilka ataków ze strony różnych organizacji czy grup. Informowały o tym służby. Był też częściowo udany atak na francuską kolej, tuż przed samą inauguracją – wyjaśniał.
Kita zwrócił też uwagę na sondaż zamówiony przez organizatorów. Wynika z niego, że 85 proc. Francuzów jest zadowolonych z inauguracji igrzysk.
Macron gra na czas. Czeka na zakończenie Igrzysk Olimpijskich w Paryżu
Partie lewicy, które zdobyły najwięcej głosów w niedawnych wyborach parlamentarnych we Francji, we wtorek zaproponowały swoją kandydatkę na premiera. Jest nią Lucie Castets, ekonomistka w przeszłości piastująca wysokie stanowiska w administracji i działaczka na rzecz dostępności usług publicznych. Obecnie kieruje finansami w merostwie Paryża. Związana jest z ruchem Nasze Usługi Publiczne, angażowała się w walkę z oszustwami podatkowymi. Castets zapowiada, że zmusi Emmanuela Macrona, by ten mianował ją na stanowisko szefowej rządu.
- Rzeczywiście to bardzo ciekawa kandydatka. Musimy zwrócić uwagę na pat, w którym znalazła się Francja. To znaczy Nowy Front Ludowy, koalicja czterech partii lewicowych, rzeczywiście zajął pierwsze miejsce, ale jednocześnie brakuje mu ponad 100 mandatów do większości w Zgromadzeniu Narodowym – powiedział Kita.
W ocenie gościa programu, Castets jest pomysłem Lewicy na to, jak przynajmniej wyjść z tego impasu, albo zrzucić winę na Macrona. - To 37-latka, która ma już spore doświadczenie, jest bardzo dobrze wykształcona. Castets to ciekawy pomysł na to, żeby pokazać, że te cztery partie lewicy są zainteresowane odbiciem elektoratu Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen – zauważył.
Zdaniem Kity, Castats ewidentnie reprezentuje chęć odzyskania wyborców Le Pen. - Bardzo dużo mówiła o usługach socjalnych, którymi zajmowała się w przeszłości. Właśnie jakością usług publicznych również w mniejszych miejscowościach. To jest rzecz, która Zjednoczeniu Narodowemu pomagała zdobywać poparcie w mniejszych miejscowościach. Mamy konkretne statystyki, że im dalej np. od dworca kolejowego, tym wyższe poparcie dla Le Pen. Miejscowości, w których nie ma dostępu do szkoły, szpitala, żłobka, to znowu wyższe poparcie dla Le Pen. Castets ewidentnie to rozumie i chce ten elektorat odzyskać – ocenił.
Rozmówca Nowaka stwierdził, że obecnie Macron gra na czas. - Ewidentnie rozplanował z rozwiązaniem Zgromadzenia Narodowego i przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi, że teraz są igrzyska i będzie podtrzymywał stary rząd. Mimo że nigdy wcześniej w V Republice nie było sytuacji, by już zdymisjonowany rząd funkcjonował dłużej niż kilka dni. Nie można wykluczyć, że Macron przedłuży jego działanie jeszcze na Igrzyska Paraolimpijskie, które zakończą się dopiero na początku września – dodał.
Obecność Francji w Afryce. "Macron szuka alternatywy"
Kita omówił również zmieniającą się rolę Francji w Afryce. Zwrócił uwagę na rosnący wpływ Rosji w regionie, ale jednocześnie podkreślił, że Francja nie rezygnuje z obecności na kontynencie.
- Francja nie straci całkowicie wpływu w Afryce dlatego, że w Mali czy w innym państwie chwilowo rządzący wolą współpracować z Rosjanami. Pamiętajmy, że siłą podstawową Francji jest przede wszystkim ogrom frankofonii. Do dzisiaj mamy 440 mln ludzi w Afryce, którzy mówią po francusku, ale niekoniecznie muszą kochać Paryż i klasę polityczną Paryża – tłumaczył.
Podczas rozmowy Kita przypomniał, że Francja jest obecna militarnie w Afryce od dekad. - Wydaje mi się, że Francuzi są gotowi zrobić krok w tył w niektórych z krajów afrykańskich, np. w Mali, po to, żeby powiedzieć: "No dobrze, spróbujcie z Rosjanami". Mieliśmy w ciągu ostatnich kilku dni widowiskową klęskę grupy Wagnera w starciu z separatystami w Mali. Wcale im tak dobrze nie idzie. Być może Francuzi rozczarowali, być może zawiedli niektórych polityków afrykańskich, ale Rosjanom wcale nie idzie lepiej, jeśli chodzi o rozwiązanie problemów Afryki – ocenił.
Gość programu "Jest Temat Dziennik.pl" przyznał, że służby Paryża są stale obecne w Afryce, gdzie starają się podtrzymać obecność stronnictw profrancuskich. - Myślę, że mamy z jednej strony pewne zmęczenie się elit francuskich tym szamotaniem się z niektórymi państwami afrykańskimi, a z drugiej też szukanie innych kierunków. Francja cały czas będzie obecna w Afryce i będzie obserwować to, co się tam dzieje. Natomiast Francja też szuka alternatywnych kierunków. Na przykład buduje strategiczne partnerstwo z Indiami. Mało kto zwróci uwagę, że Francja dzisiaj dostarcza więcej broni Indiom niż Stany Zjednoczone – zauważył Kita.
Ekspert dodał, że w ciągu ostatnich pięciu lat po raz pierwszy od początku lat 60. Rosja odpowiadała za mniej niż połowę dostaw broni do Indii. – Właśnie dlatego, że Francja bardzo wyraźnie się tam rozpycha – podsumował.