W wieczór halloweenowy przez kampus uniwersytetu w Boulder w Kolorado maszeruje grupa przebierańców, skandując „Trick-or Vote”. – Zamiast cukierków zbieramy podpisane karty do głosowania – wyjaśnia przebrana za landrynkę Amber Garcia. Amber i jej trupa są częścią ogólnokrajowej akcji sztabu Obamy, która pod pretekstem halloweenowej zabawy usiłuje mobilizować rówieśników wciąż niepewnych, czy iść na wybory, czy nie. Eksperci alarmują, że tylko 48 proc. Amerykanów poniżej 30. roku życia wybiera się do urn. W 2008 r. było ich 70 proc. Młodzi, którzy w tym roku zagłosują, też poprą Obamę, ale przy utrzymującym się remisie to nieobecni mogą zadecydować o wyniku elekcji.
Jeśli tak się stanie, nikogo to nie będzie dziwiło. Młodzi to największa ofiara kryzysu, chciwości baronów z Wall Street i kurczącego się w ostatnich czterech latach rynku pracy. Według sondażu Associated Press aż połowa absolwentów uczelni wyższych albo nie pracuje, albo pracuje poniżej kwalifikacji w zawodach niewymagających dyplomu. Problem jest tak powszechny, że MTV zaczęła nawet emisję nowego serialu „Underemployed” (Praca poniżej kwalifikacji) i zbiera za to pochwały. Choć bezrobocie w USA spadło poniżej 8 proc., wśród młodych jest na odwrót – od 2008 r. podniosło się do 14 proc. W grupie bez wykształcenia wyższego bezrobotna jest co piąta osoba. Tak źle nie było od 60 lat. Według waszyngtońskiego think tanku Institute of College Access & Success aż 70 proc. ubiegłorocznych absolwentów uniwersytetów ma dług studencki w wysokości średnio 27 tys. dolarów – to o 50 proc. więcej niż na początku wieku.
To dziś największa część naszego długu narodowego, większa niż ten z kart kredytowych – wyjaśnia William Brewer, prezes Związku Adwokatów Upadłościowych. Tego nie najciekawszego portretu sytuacji młodych Amerykanów dopełnia to, że prawie co szósta osoba poniżej 30 lat wciąż mieszka z rodzicami. Nie stać ich na życie na własny rachunek.
Z wyjątkiem kilku przemówień na kampusach, w których pojawiły się konkrety dotyczące oprocentowania pożyczek studenckich, ani Obama, ani Romney nie zaprzątali sobie młodzieżą głowy – mówi DGP ekspert wyborczy Katy Harriger z Wake Forest University w Północnej Karolinie.
Reklama
W prezydenckich debatach kwestia młodych pojawiła się tylko raz po pytaniach od publiczności na temat bezrobocia i dyskryminacji młodych kobiet na rynku pracy. Mitt Romney wykręcił się od odpowiedzi, mówiąc o planach wyciągania z zapaści klasy średniej. Spytany o to samo prezydent Obama – o uniezależnieniu Ameryki od zagranicznych źródeł energii.
Reklama