Były europoseł wspomniał o przypadkach braku niektórych partii na kartach do głosowania. Paweł Kowal skrytykował wczorajsze oświadczenie prezesów Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego, Naczelnego Sądu Administracyjnego i wiceszefa Krajowej Rady Sądownictwa. Podkreślano w nim, że nie ma groźby dla uczciwości wyborów, a tworzenie "atmosfery histerii służy anarchizowaniu państwa".
- To ci prezesi sądów mianowali tę nieudolną Państwową Komisję Wyborczą, a teraz, zanim się skończył proces wyborczy, wypowiadają się jako strona i mówią, czy jest zagrożenie, czy nie. Przecież my liczymy, że te sądy zbadają to, liczymy, że będą bezstronne, a tymczasem prezesi sądów angażują się w polityczną wymianę opinii, która jest obok wszystkiego, dlatego, że jesteśmy w połowie procesu wyborczego, przed nami jeszcze druga tura - mówił Paweł Kowal.
Polityk Polski Razem podkreślił, że należy wykorzystać wszystkie instytucjonalne możliwości protestów. - Prokuratura, prawnicy po cichu powinni włączyć się w badanie głosów nieważnych, żeby sprawdzić, czy tam faktycznie nie dochodziło do fałszerstw - powiedział Paweł Kowal.
Były europoseł skrytykował rząd i prezydenta za lekceważące podejście do zamieszania w związku z liczeniem głosów.
- W tej sprawie występuję jako człowiek przerażony tym, że tyle osób w Polsce, które świętuje demokrację 25 lat później, z taką lekkością mówi, że komisja policzy, już sam fakt takiego długiego liczenia budzi wątpliwości, pamiętamy przecież apele prezydenta Komorowskiego do Wiktora Janukowycza po wyborach na Ukrainie - argumentował były eurodeputowany.
Paweł Kowal, zapytany o duże różnice między oficjalnymi a sondażowymi wynikami PSL, zastrzegł, że nie chce oskarżać żadnej z partii o fałszerstwa. Jak powiedział, "politycy muszą bić na alarm, ale nie są od wydawania wyroku". Dodał, że Kancelaria Prezydenta lub któraś z organizacji pozarządowych powinna stworzyć telefon zaufania w sprawie protestów wyborczych. W ocenie Pawła Kowala, wybory w Polsce powinni również obserwować zagraniczni wysłannicy.