Tygodnik "Newsweek" poinformował w niedzielę, że w wywiadzie - którego pełna wersja ukaże się w poniedziałek - premier Tusk mówi m.in.: "Nowe wybory oznaczają nowy rząd. I choć wysoko oceniam swoich ministrów, nie sądzę, by więcej niż pięcioro z nich kontynuowało swoją pracę. Także z tego powodu, że w niektórych dziedzinach trzeba postawić na nowe priorytety".
Premier, który w niedzielę odwiedza Kraków, pytany przez dziennikarzy o tę wypowiedź i o to, którzy z obecnych ministrów mają szansę zachować stanowiska w nowym gabinecie odpowiedział: "Typowanie wam pozostawiam".
Dopytywany, czy to prawda, że w przyszłym rządzie - jeśli PO wygra - będzie tylko 5 ministrów z obecnego stwierdził, że "bardzo dużo zależy też od wyniku wyborczego". "Platforma będzie miała tylu ministrów, ile dostanie głosów, znaczy mówię o proporcjach" - powiedział premier.
"Ja dziś nie mogę się przechwalać, że ułożę za dwa tygodnie nowy gabinet samodzielnie, bo wiele na to wskazuje, że będziemy to robili z kimś. I ten ktoś będzie miał na pewno jakieś oczekiwania. Więc ja staram się odpowiedzialnie do tego podchodzić, ale na pewno niektórzy swoją robotę wykonywali tak dobrze, jak tylko potrafili, ale trzeba nowej energii, zawsze trzeba nowej energii" - powiedział Tusk.
"Tak jak były zmiany w trakcie kadencji, to tym bardziej po wyborach potrzebne są zmiany, odświeżenie, taka młodzieńcza determinacja. Nic dziwnego, że niektórzy po 4 latach mogą mieć też dosyć" - powiedział.
Tusk dopytywany po raz kolejny o to, którzy z obecnych ministrów mogą pozostać w nowym rządzie, powiedział, że byłoby nieuczciwością z jego strony "wypowiadanie słów, które mogłoby kogoś przesadnie osłabić, a kogoś przesadnie wzmocnić". "Bo na ostatniej prostej przed metą ja się uważam za przyzwoitego człowieka i nikogo nie będę krzywdził w ten sposób" - powiedział. Ale - dodał premier - "oczywiście nowy rząd będzie nowym rządem i tych nowych będzie na pewno więcej niż tych starych".