Kamila Wronowska: Lubi pani zaskakiwać? Bo niewątpliwie informacja, że została pani doradcą prezydenta ds. kobiet była sporym zaskoczeniem.
Nelly Rokita*: Poszłam w tym kierunku, o którym zawsze myślałam. Nie zrobiłam niczego, co byłoby sprzeczne z tym, co mówiłam wcześniej.
Ale prezydent wywodzi się z PiS, partii, która jest wrogiem PO, której z kolei liderem jest Jan Rokita, pani mąż.
Żyjemy w państwie demokratycznym. Prezydent jest wybierany w wyborach bezpośrednich. Jest taki zwyczaj, że prezydent występuje z partii i reprezentuje wszystkich w Polsce. Uważam, że ten prezydent potrafi pracować z kobietami. Nie miał takiego doradztwa do spraw kobiet. Dla mnie jest to bardzo ważne, żeby prezydent więcej wiedział o sprawach kobiet.
A kto pani zaproponował, żeby została pani doradcą Lecha Kaczyńskiego?
To była moja inicjatywa.
Ale jak to wyglądało? Poszła pani do prezydenta i powiedziała, że chce zostać jego doradcą?
Od dłuższego czasu o to zabiegam. Pan prezydent znał ten pomysł i to się zbiegło w jakiś sposób. Trzy partie: PIS, PO i PSL namawiały mnie na czystą działalność polityczną. Jednak ja uważam, że moja rola to wspieranie kobiet. Bardzo się cieszę, że zostałam doradcą.
Kiedy pani zaproponowała prezydentowi swoją gotowość do objęcia takiej funkcji?
Już dawno. Przekazywałam panu prezydentowi takie życzenie czy wizję, że jest to potrzebne, od jakiegoś czasu.
Spotkała się pani w tej sprawie z Lechem Kaczyńskim?
Pan prezydent nie ma tak dużo czasu, żeby się spotykać. Panu prezydentowi zawsze zależało na współpracy z kobietami. Ja tu nie widzę żadnego problemu. Liczy się to, co można zrealizować dla dobra kobiet.
Próbuję ustalić, jak to się stało, że została pani doradcą prezydenta.
Ale to jest bez znaczenia.
Moim zdaniem nie. Ludzie chyba mają prawo to wiedzieć.
To jest bez znaczenia. Tak samo, jakiego koloru jest sukienka. Można o tym pisać. Ale my rozmawiamy na temat kobiet kreatywnych, aktywnych, które działają też w strukturach partyjnych. To jest ważne. Prezydent dostrzegł, że to jest potrzebne.
O tym, że chce pani zostać doradcą Lecha Kaczyńskiego wiedział pani mąż?
Ja już mu dawno mówiłam, że to jest prawdziwym moim celem. Mój mąż mnie raczej widział w Sejmie.
Decyzja prezydenta, że pani została jego doradcą, zaskoczyła Jana Rokitę czy nie?
Trudno powiedzieć. Miał inne plany. Myślał, żebym lepiej była w Sejmie. Mój mąż uważał może, że trochę przesadzam.
Pani wejście do Pałacu Prezydenckiego politycznie nie zaszkodzi mężowi? Tym bardziej, że stało się tuż przed wyborami.
Jeżeli ktoś w takich kategoriach myśli, to ja w ogóle nie powinnam wychodzić z domu. Trzeba rozmawiać merytorycznie. To jest kraj demokratyczny. Liczy się człowiek, a nie partia. A Jan Rokita jest niezastąpiony w Platformie. To jest niemożliwe, żeby jego nie było w PO.
Sama pani mówi, że mąż widział panią raczej w Sejmie. Pani mówiła nawet, że może wystartować z list PSL. A teraz zostaje pani doradcą prezydenta. Gdzie tu logika?
Wszystkie trzy partie: PO, PiS i PSL są mi bliskie. Uważam, że przyszłym Sejmie powinny współpracować. Ja reprezentuję kobiety z tych trzech partii politycznych i bardzo dużo kobiet bezpartyjnych.
Ale po co pani mówiła o ewentualnym starcie z listy PSL, jeśli pani wiedziała, bo musiały chyba to poprzedzać jakieś dłuższe negocjacje, że zostanie pani doradcą Lecha Kaczyńskiego?
Nie było żadnych negocjacji!
Ale chyba decyzja nie zapadła w ciągu minuty!
Nie w ciągu minuty! To było moje i wielu kobiet, z którymi rozmawiałam, marzenie. Stwierdziłam, że robiąc coś takiego, powinnam być bezpartyjna.
A kiedy się pani dowiedziała, że będzie doradcą prezydenta?
To nie ma znaczenia.
Jest to tajemnicą?
Nie.
Ale nie chce pani odpowiedzieć na moje pytanie.
Bo jest to bez znaczenia.
Nelly Rokita, żona lidera PO Jana Rokity, doradca prezydenta ds. kobiet