Od tego czasu ukochane auto świdnickich policjantów z nowoczesnym wideoradarem stoi w garażu. Wszystko przez surowe przepisy. Wcześniej policjanci sami je stosowali wobec innych, teraz stali się ich ofiarą.

Reklama

Sprawa wydaje się oczywista - pisze "Słowo Polskie Gazeta Wrocławska". Pijany kierowca malucha uderzył w radiowóz. Kierowca poszedł jednak w zaparte i twierdzi, że to świdniccy policjanci spowodowali wypadek, bo zaparkowali samochód w niedozwolonym miejscu.

Problem w tym, że dopóki prokurator nie zakończy sprawy, auta nie można naprawić! "Sytuacja jest absurdalna" - denerwuje się komendant Andrzej Kląskała. Rozkłada jednak bezradnie ręce: "Próbowałem to urządzenie odzyskać, by pracowało i zarabiało na siebie, ale jestem bezsilny. Nie mogę go wymontować, bo straci gwarancję".

"Ech, co to był za wóz, a jaki radar. Prawdziwy postrach drogowych szaleńców" - wspominają policjanci ze świdnickiej drogówki.

Gdyby nawet drogówka znalazła 40 tysięcy złotych na naprawę, i tak - bez ustalenia winnego kolizji - firma ubezpieczeniowa nie wypłaci odszkodowania. "Zleciliśmy ważną ekspertyzę biegłym, a to trwa" - wyjaśnia Monika Kowalska, prokurator rejonowy w Świdnicy.

Reklama

Nie ma co liczyć na rozwiązanie problemu w tym roku. Wideoradar nie pracuje, a auto traci na wartości rocznie 4-5 tysiąca złotych. Wcześniej, dzięki radiowozowi, zatrzymywano ponad stu piratów drogowych miesięcznie. Z mandatów uzbierało się 30 tysięcy złotych.