A to tylko część przyczyn katastrofy CASY. "Tragedia pokazuje dużą dozę nonszalancji" - stwierdził szef resortu obrony narodowej, Bogdan Klich. I zapowiedział, że polecą głowy.

Reklama

Byli w eskadrze bardziej doświadczeni piloci

Ustalenia Komisji Badania Wypadków Lotniczych są bowiem miażdżące: piloci byli źle wyszkoleni, załoga była źle dobrana i nie współpracowała ze sobą, pilot popełnił błędy, ale dostawał złe komendy od obsługi naziemnej lotniska.

Tuż po wypadku CASY wszyscy, którzy wypowiadali się na temat katastrofy, podkreślali doskonałe wyszkolenie i tzw. oblatanie pilotów na samolotach transportowych. Tymczasem zgodnie z ustaleniami komisji, w 13. Eskadrze Lotnictwa Transportowego w Krakowie byli bardziej doświadczeni piloci od tych, którzy zasiedli za sterami.

Reklama

Pierwszy pilot nigdy nie pilotował tej wersji CASY, a drugi pilot nie miał doświadczenia w lotach w złych warunkach atmosferycznych.

Efekt? Piloci nie wiedzieli nawet, że mają na pokładzie system głosowego powiadamiania o zagrożeniach - między innymi utracie wysokości i niebezpiecznym przechyle. Systemu nawet nie włączyli.

Kontroler lotów nie miał doświadczenia

Reklama

Pilot dwukrotnie podczas podchodzenia do lądowania był zbyt wysoko. Próbując wytracić wysokość, spychany przez wiatr, doprowadził do zbyt dużego przechylenia samolotu. Członkowie komisji tłumaczyli, że członkowie załogi "błędnie interpretowali wskazania przyrządów" i doszło do "dezorientacji przestrzennej". CASA gwałtownie utraciła moc i spadła.

Do lądowania prowadził CASĘ kontroler lotów z wieży na lotnisku w Mirosławcu. On także - jak ustaliła komisja - nie miał odpowiedniego doświadczenia. Nie sprowadzał na ziemię samolotów transportowych - był specjalistą od myśliwców Su-22.

Na dodatek kontroler z wieży podawał wysokość w metrach - lotnisko wyposażone jest w sprzęt z tzw. bloku wschodniego. Zaś wszystkie przyrządy samolotu - produkcji zachodniej - ustawione były na miarę w stopach.

To nie wszystkie błędy obsługi naziemnej. Kontroler kierował samolot nieumiejętnie, m.in. polecał wypatrywać świateł pasa zamiast dalej sprowadzać samolot za pomocą przyrządów.

Zła pogoda

Bez wątpienia jedną z wielu przyczyn katastrofy była też zła pogoda. Fatalna widoczność, boczne podmuchy wiatru. Na dodatek kontrola lotów nie informowała pilota o tym, że pogarszają się warunki atmosferyczne.

Komisja nie miała zastrzeżeń tylko do stanu technicznego samolotu i przyrządów na lotnisku. "Wszystkie systemy zarówno samolotu jak i na lotnisku były sprawne, nie było oblodzenia" - zapewnił przewodniczący komisji, pułkownik Zbigniew Drozdowski.

Minister ukarze winnych

Minister Klich obiecał, że do końca tygodnia podejmie decyzje personalne, dotyczące osób odpowiedzialnych za katastrofę CASY. "Przy tak dużej odpowiedzialności nie mogą być chybione" - wyjaśnił.

Według szefa resortu obrony, głowy powinny polecieć w dowództwie 13. Eskadry w Krakowie, w Centrum Operacji Powietrznych, w obsłudze lotniska w Mirosławcu - bo tam popełniono tragiczne w skutkach błędy.

Jego zdaniem, winna katastrofy jest także załoga CASY, choćby dlatego, że nie znała tej wersji samolotu i nie włączyła wszystkich dostępnych systemów nawigacyjnych. "Była bezbronna, bo była bezradna" - powiedział Klich.