Chodzi o byłego dowódcę 13. eskadry z Krakowa ppłka Leszka Leśniaka, kontrolera lotów kpt. Andrzeja Koniarza i dyżurnego z Centrum Operacji Powietrznych ppłka Marka Sołowianiuka. Pozostała dwójka przejdzie na emeryturę.

To zagadkowa sprawa, bo Siły Powietrzne nie chcą puścić pary z ust, dlaczego wcześniej napiętnowani oficerowie teraz wracają do pracy. Nie wiadomo na razie, do jakich jednostek trafią. "Można domniemywać, że nie zostali ukarani. Boli fakt, że najpierw publicznie ich potępiono, a teraz są przywracani do służby" - mówi przedstawiciel wojsk lotniczych.

Reklama

Nikt też nie chce ujawnić losów postępowania dyscyplinarnego, jakie wytoczono pięciu oficerom po katastrofie wojskowej CASY pod Mirosławcem. A warto przypomnieć, że to minister Bogdan Klich osobiście w kwietniu informował o dymisjach tych żołnierzy.

Szef resortu obrony tłumaczył tę sprawę dziś rano w Radiu ZET bardzo lakonicznie. "Byli w rezerwie kadrowej. Zostali odwołani ze swoich funkcji i zapewniam, że nigdy nie będą pełnić funkcji kierowniczych" - mówił Bogdan Klich.

W postępowaniu prokuratorskim wciąż nikomu nie postawiono zarzutów w związku ze styczniową tragedią.

Zginęło wówczas 20 oficerów, w tym dowódcy baz z północno-zachodniej Polski. Komisja ekspertów badająca przyczyny zdarzenia stwierdziła błędy pilotów oraz obsługi naziemniej lotniska. Do tragedii przyczyniła się także fatalna pogoda.