Jaki informowało radio RMF, za walkę z podziemiem aborcyjnym w resorcie zdrowia odpowiadać miał specjalny departament matki i dziecka. Urzędnicy mieli rejestrować kobiety w ciąży i sprawdzać potem, czy urodziły. Oprócz kontroli, miała być też korzyść dla przyszłych mam - tańsze badania, w tym na przykład USG. "Tak chcemy walczyć z nielegalną aborcją" - tłumaczyła minister zdrowia w rozmowie z RMF.
Pomysł natychmiast skrytykowały środowiska feministyczne, zarzucając minister Kopacz, że urzędnicy będą składać do prokuratury doniesienia na kobietę, jeśli zajdzie podejrzenie, że usunęła ciążę.
>>>Zobacz, jak urzędnicy chcą walczyć z aborcją
Resort w odpowiedzi szybko wycofuje się z tych planów i zapewnia, że rejestracja w programie ma być dobrowolna. Poza tym niewiele się zmieni. Kobiety, które przystąpią do programu, będą miały dostęp do tańszych badań, ale też powinny spodziewać się zainteresowania ze strony urzędników, jeśli pojawią się jakieś wątpliwości co do prawidłowego przebiegu ciąży.
To - jak tłumaczy minister Ewa Kopacz - pomoc dla najuboższych przyszłych mam oraz tych, które chcą dokładnie kontrolować przebieg ciąży pod okiem specjalistów.
"Jeśli kobieta uczestnicząca w programie nie będzie zgłaszać się na badania, to będzie sygnał, że coś może być nie tak. Zadaniem położnej będzie do niej dotrzeć" - wyjaśnia Ewa Kopacz i jak dodaje, departament matki i dziecka będzie też kontrolował pojawiające się w prasie ogłoszenia i oferty przeprowadzenia aborcji.
>>>Nielegalne środki poronne do kupienia w internecie
"Są one ukryte pod hasłami typu: <wywoływanie miesiączki>. Naszym celem jest ostra walka z wszelkimi formami nielegalnej aborcji" - podsumowuje minister zdrowia.