MATEUSZ WEBER: Widziała pani nasz materiał o samobójstwach w szpitalach? Pod nim na stronach internauci wciąż powtarzają te same opowieści: chorego boli, idzie po pomoc, nie znajduje zrozumienia; dostaje środki przeciwbólowe, ale wciąż cierpi, prosi o silniejsze dawki, nikt mu ich nie daje. Krzyczy. Nie ma pani wrażenia, że to opowieści z przełomu XIX i XX w.? Na czym tak naprawdę polega problem z leczeniem w Polsce bólu?
JADWIGA PYSZKOWSKA*: Na złym finansowaniu. Zilustruję to w prosty sposób: moja poradnia przy szpitalu w Katowicach jest jednostką przynoszącą straty. Kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia podpisano na tak niską kwotę, że żeby się zwróciło, każdemu pacjentowi powinnam poświęcić sześć minut! Bo w Polsce płaci się poradniom i szpitalom za ilość przyjętych pacjentów, a nie za jakość leczenia. Wyobraża pan sobie? Sześć minut, by ocenić, co kogo i jak boli. Ja obliczam, że aby udzielić choremu fachowej pomocy, potrzebuję przynajmniej godzinę. Zresztą nawet przyjęcie pacjenta nie gwarantuje, że mu pomogę. Jeszcze musi go być stać na leki.

Reklama

Leki są przecież refundowane.
Tak się akurat składa, że te przeciwbólowe nie zawsze. Lek, którego jedynym przeznaczeniem jest uśmierzenie bólu, to dla NFZ i dla państwa świetne miejsce do oszczędzania. Szczególnie oszczędza się na lekach wykorzystywanych do zwalczania ciężkiego bólu neuropatycznego. Oczywiście, to pozorna oszczędność, bo pacjent, który nie odczuwa bólu, szybciej wraca do pracy ze zwolnienia i przynosi mniejsze straty. W Polsce tymczasem z powodu przewlekłego bólu pacjenci często są inwalidami i przechodzą na rentę. Cała sytuacja z nierefundowaniem części leków prowadzi do absurdu: pacjentom przepisuje się często środki dostępne na stacjach benzynowych, takie za kilka złotych.

Nie rozumiem, dlaczego lekarze mieliby leczyć ludzi nurofenem czy apapem? Albo przepisywać leki gorszych generacji?
To proszę się postawić w sytuacji lekarza. Terapia najnowocześniejszymi preparatami kosztuje kilkaset złotych miesięcznie. Tymi starszymi, gorzej działającymi, nawet kilka razy mniej. Po co więc przepisywać drogie leki, których pacjent i tak nie wykupi. Na lekach się oszczędza i wreszcie czas, by ktoś to powiedział! A oszczędzanie prowadzi do kolejnego absurdu: leczenie słabymi lekami prowadzi do uszkodzeń w jelitach i wątrobie. Wtedy sprawa może wymagać operacji, a to już koszty tysięcy złotych. W skrajnych sytuacjach chory zostaje inwalidą i musi przejść na rentę. Oczywiście za pieniądze z budżetu, więc tylko pogratulować sposobu na oszczędzanie kosztem pacjentów.

Czy cała wina leży po stronie systemu? A lekarze? Czy polscy lekarze umieją nowocześnie leczyć ból?
Tak. Tylko system ich do tego zniechęca. Jeszcze raz mówię: po co się wysilać? Po co pisać cztery recepty na leki, których pacjent i tak nie wykupi, bo są nierefundowane. Wybiera się więc jeden lek, wypisuje receptę albo w ogóle się nie wypisuje, tylko wysyła pacjenta do kiosku albo na stację benzynową. Ja mogę powiedzieć tylko jedno: sama nie mogę pojąć, dlaczego na rynku są leki, a pacjent musi cierpieć.

Jak wygląda w takim razie rola placówek, które specjalizują się w walce z bólem?
Moje zdanie: w Polsce poradni, które odpowiednio potrafią zająć się cierpiącym pacjentem, jest zaledwie kilkadziesiąt na prawie tysiąc działających. Naprawdę dobrych specjalistów w tej dziedzinie jest mniej niż setka. Leczeniem bólu zajmują się nie tylko anestezjolodzy, ale również lekarze innych specjalizacji. Cierpiących pacjentów mają również neurolodzy, reumatolodzy czy ortopedzi. Niestety, często u ich pacjentów ból nie jest leczony zgodnie ze współczesną wiedzą.

Jak więc leczyć ból na prawdziwie europejskim poziomie?
Jak to wygląda w rozwiniętych krajach? Pacjent przychodzi do lekarza rodzinnego i mówi, że ma bóle. Lekarz diagnozuje np. chorobę zwyrodnieniową, która powoduje ból. Co robi w takiej sytuacji? Powinien również zająć się chorobą bólową. Musi ocenić rodzaj bólu, jego natężenie za pomocą odpowiedniej skali. Znając jego parametry, dostosowuje terapię. Pacjent musi mieć pewność, że lekarz się nim kompleksowo zajmie i zastosuje najlepsze możliwe leczenie. Ale lekarz też musi mieć do tego warunki. To rządzący powinni zrozumieć, że na leczeniu bólu nie można oszczędzać i ograniczać do sześciominutowej wizyty. To się po prostu nie opłaca.

*Jawiga Pyszkowska jest konsultantem w dziedzinie medycyny paliatywnej i sekretarzem w zarządzie Towarzystwa Badania Bólu