"To że gen. Sikorski nie zginął od kuli ani nie został uduszony to dobra informacja dla naszego narodowego samopoczucia. Osłabia to bowiem hipotezę, że generał zginął na lądzie, a co za tym idzie tezę, że zginął z rąk Polaków. Uważam jednak, że powinniśmy poczekać jednak z sądami na oficjalne wyniki sekcji" - mówi DZIENNIKOWI Tomasz Nałęcz.

Reklama

We wstępnym raporcie wymieniono obrażenia, które stwierdzono u generała Sikorskiego po sekcji zwłok. To wielokrotne złamania kości podudzia, skrętne złamanie trzonu kości udowej, obustronne złamania żeber oraz uraz czaszki w okolicy prawej skroni i oczodołu. W tym miejscu znaleziono też drewniane drzazgi - podaje onet.pl.

"Od początku wiedziałem, że te teorie science fiction są nic nie warte, a te informacje tylko utwierdzają mnie w tym przekonaniu. Na całe to sensacyjne spiskowe przedstawienie patrzę ze smutkiem. Tłumaczę: gdyby generał padł ofiarą zamachu, to zostałby on przeprowadzony poprzez uszkodzenie samolotu, a nie strzały, otrucie czy uduszenie" - komentuje historyk Andrzej Friszke.

Takie rany mogły powstać przy uderzeniu ciała w kabinę pilotów. To potwierdzałoby zeznania majora Ludwika Łubieńskiego, który w lipcu 1943 roku, po katastrofie w Gibraltarze miał powiedzieć:

"Naczelny Wódz miał zniesioną prawą część czoła i kawałek czaszki, prawdopodobnie wskutek uderzenia o kant obramowania kabiny. Sikorski miał wielką ranę prawej skroni, oka i nosa, a ze skroni sterczały drewniane drzazgi".

Reklama

"Ubolewam, że takie informacje przedostają się do wiadomości publicznej" - mówi DZIENNIKOWI prokurator Ewa Koj z katowickiego IPN. "Nie pochodzą od prokuratorów. Umowa z naukowcami krakowskimi była klarowna. Czekamy na oficjalne opinie i przekazujemy kompleksową informację na temat badań dotyczących ciała generała Władyslawa Sikorskiego. Skoro jednak łamie się umowy, to mnie pozostaje wstrzymać się z komentarzami. Niczego nie będę potwierdzać ani niczemu zaprzeczać" - podsumowuje