Wioletta Kubas z Jaksmanic koło Medyki nie zna we wsi nikogo, kto nie chodziłby "na drugą stronę. Nowe przepisy celne to dla nich miażdżący cios.

>>>Zobacz nocną bitwę "mrówek" z policjantami

Reklama

"Wyprawy po towar są wpisane w tutejszą mentalność. Ludzie traktują Ukrainę jako miejsce, gdzie można zarobić i wykazać się zaradnością. Odebranie im tego jest traktowane jak wielka krzywda, tym bardziej że nauczyli się nie liczyć na państwo" - mówi.

W Hrubieszowie, też granica z Ukrainą, jest tak samo: Adam Doleń od czterech lat sprzedaje ukraińskie papierosy. Tu nikt nie pyta, skąd je wziął. "Nikt nas nie ściga. Nawet policjanci kupują u nas. Trzeba jakoś żyć" - mówi. Bo "mrówki", czyli drobni transgraniczni półhandlarze-półprzemytnicy to dla miejscowych wsi i miasteczek najważniejsza gałąź handlu. Dzięki nim ceny idą w dół, dzięki nim znaczna część rodzin ma z czego żyć.

Reklama

>>>Sprawdź, jak drobni handlarze chcą protestować przeciw zmianom przepisów celnych

Marta Mazek, naczelnik Wydziału Organizacyjnego hrubieszowskiego ratusza, potwierdza, że miasto w zasadzie żyje z "mrówek". "Dzięki pieniądzom z papierosów funkcjonują sklepy spożywcze, odzieżowe, płacone są podatki" - mówi.

Według ostrożnych ocen dziennie przez wschodnie granice po wódkę i papierosy przechodzi kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Niektórzy nawet cztery razy. Mają do dyspozycji 16 przejść granicznych tylko z Ukrainą i Białorusią. Najbardziej oblegane są przejścia w Dorohusku, Hrenbennem, Hrubieszowie, Korczowej, Krościenku i Medyce.

Reklama

Co się z nimi teraz stanie? Zdaniem części ekspertów są dwie drogi: albo nowe przepisy przestaną być respektowane, albo władzę czeka wylew niezadowolenia. Jego granic nie da się oszacować.

"Dzięki takim sprawom przegrywa się wybory" - komentuje Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. "Ci ludzie nie robili niczego niezgodnego z prawem. Przenosili tylko tyle, na ile pozwalały im przepisy. Teraz będą łamać prawo, znajdą się na marginesie. Czy o to chodziło twórcom nowelizacji prawa?" - podkreśla.

Problem nie dotyczy wyłącznie Medyki. To problem całych regionów. "Całe Podkarpacie żyje z granicy. Roboty nie ma, bo przedsiębiorstwa poupadały, ale ludzie do tej pory nawet się nie rejestrowali. Każdy sobie jakoś starał radzić. 800-900 zł pozwalało przeżyć. Nie mam pomysłu co dalej" - mówi Józef Czyżowski z Jaksmanic.