Ale dla państwa Skopców to jeszcze nie koniec tybetańskiej przygody: najpierw odwiedzili rodzinną wioskę Czime, a teraz w ich domu zamieszkała kolejna Tybetanka.

14-letnią Sonam, podobnie jak Czime, przywiozła do Warszawy polska buddystka Drolma, która od lat pomaga Tybetańczykom mieszkającym w maleńkiej tybetańskiej wiosce Golok Toe, w chińskiej prowincji Syczuan. W liczącym około 2 tys. mieszkańców Goloku nie ma żadnej przychodni, a do najbliższego szpitala trzeba jechać kilka godzin samochodem przez góry. Sonam pochodzi z bliźniaczo podobnej wioski, Tica. Zanim przyjechała do Polski, nigdy się nie uczyła, bo w jej rodzinnej miejscowości nie było szkoły. Nie było też bieżącej wody, lekarza ani pielęgniarki. Rodzina dziewczynki mieszkała w namiocie, żyła z hodowli jaków i drobnego handlu. Dopiero niedawno jej ojciec wybudował dom, ale to właściwie jedyny luksus, na jaki ich stać. I takie miało też być życie Sonam: bez szans na edukację czy wyleczenie w razie, gdyby dopadła ją któraś z trapiących Tybetańczyków chorób. A jest ich wiele - gruźlica, pasożyty i zatrucia pokarmowe spowodowane piciem brudnej wody.

Reklama

Właśnie takim dzieciom z odciętych od świata tybetańskich wiosek pomaga Drolma. Przywozi je do Warszawy, wysyła do jednego z najlepszych stołecznych gimnazjów przy Raszyńskiej i szuka polskich rodzin, które przyjęłyby do siebie małych uchodźców. I cały czas powtarza, że przyjechali do Polski, by zdobyć wykształcenie, a potem powinni wrócić do rodzinnych stron i pomagać swoim społecznościom.

Nowa córka

14-letnia Sonam zaskoczyła wszystkim tym, jak szybko się uczy. Kilka miesięcy po tym, jak tu przyjechała, była w stanie dogadać się po polsku, a teraz mówi już całkiem płynnie. "Świetnie się uczy, jedyny przedmiot, z którego trochę kuleje, to chemia. Aż trudno uwierzyć, że to dziecko niedawno zasiadło w szkolnej ławce po raz pierwszy. Jest pracowita, a przy tym szalenie zdolna" - opowiada Katarzyna Skopiec. Sonam przeprowadziła się do jej domu, gdy poprzednia tybetańska lokatorka zamieszkała ze swoimi rodzicami. Jak mówi Katarzyna, już pojawienie się Czime spowodowało w życiu całej rodziny małą rewolucję, ale to dopiero Sonam zmieniła je na dobre.

Zmieniło się choćby to, że teraz Skopcowie bardziej liczą się z pieniędzmi. Choć są dość zamożni, to jednak teraz częściej zastanawiają się nad swoimi wydatkami. "Czasem muszę zrezygnować ze swoich potrzeb, ale mi tego nie żal. Poza tym w butach za 200 zł chodzi się dokładnie tak samo, jak w tych za tysiąc, prawda?" - mówi Katarzyna. Zyskali za to - jej zdaniem - znacznie więcej. "Jesteśmy bardziej rodziną. A ja sama stałam się lepszą matką, odkąd Sonam zamieszkała z nami. Bo o własne dzieci nie musimy zabiegać, pewne rzeczy robimy wręcz automatycznie. Ale gdy zaczęłam dla Tybetanki kupować jej ulubioną szynkę wołową, to i dla Zuzi staram się szukać innych przysmaków. I tak jest ze wszystkim" - opowiada.

Jej mąż dodaje, że jest teraz bardzo szczęśliwy. "Sonam dała mi dużo radości z tego, że mogę pomagać innym. A całej naszej rodzinie uświadomiła, że nie to, co mamy, jest najważniejsze, ale to, jacy jesteśmy" - tłumaczy Piotr Skopiec.

Reklama

Nowa siostra

Najbardziej zmieniło się jednak życie 13-letniej Zuzi. To ona musiała niemal z dnia na dzień zrezygnować z roli najstarszej córki i dzielić się rodzicami z obcą dziewczynką. Obie dziewczynki spędzają ze sobą większość dnia. Mieszkają w jednym pokoju, razem jeżdżą autobusem do szkoły, a po lekcjach godzinami wędrują po stołecznych galeriach. "Z Sonam jest przyjemnie, bo mogę z nią pogadać i nigdy nie jestem samotna. Ale czasami jest mi trudno, zwłaszcza gdy mam dużo lekcji, a ona też odrabia swoje i zadaje mi dużo pytań" - opowiada Zuzanna.

Zaraz zapewnia jednak, że Tybetanka jej nie przeszkadza. "Słuchamy różnej muzyki, więc jedna zakłada słuchawki, a druga słucha głośno. Chyba nauczyłam się przy niej, jak uzgadniać kompromisy" - dodaje poważnie. "Patrzę na nie i widzę dwie siostry. Lubią się, ale i potrafią sobie dokuczyć. Gdy się kłócą, Zuzia zazwyczaj wybucha, a Sonam zamyka się w sobie. A chwilę później zaczynają razem tańczyć i śpiewać" - mówi Katarzyna.

I dodaje, że dla jej rodzonej córki mieszkanie pod jednym dachem z tybetańską rówieśniczką to niekończąca się lekcja życia. "To wychowane bez żadnych obowiązków dziecko patrzy na dziewczynkę z dalekiego kraju i widzi, że ona potrafi rozwałkować ciasto na pierogi, a potem jeszcze je ulepić. Polskie nastolatki nawet nie myślą, że mogłyby coś takiego zrobić. Sonam wprowadziła do naszego domu nowe standardy" - śmieje się kobieta.

Nowa rodzina

Buddystka Drolma uważa, że mała Sonam nieodwołalnie zmieniła całą rodzinę Skopców. "Zuzia była taką przedwcześnie dorosłą, zbyt poważną jak na swój wiek dziewczynką. Sonam dała jej trochę dzieciństwa. Mały Franek ma opiekuńczą starszą siostrę, którą wiernie kocha. Piotr z kolei jest zadowolony i dumny ze swojej gromadki. Miło jest na niego patrzeć, jak wzrusza się, gdy może dbać o te dziewczyny. A Kasia? Zaczęła się interesować buddyzmem i przez to zmieniła podejście do życia" - mówi.

Jej zdaniem wiele zyskała też mała Tybetanka: "Sonam stała się bardziej otwarta i pewniejsza siebie. Widać, jak bardzo cieszy ją to wszystko, czego uczy się w Polsce. Szaleje z radości, gdy gra w tenisa i jeździ na nartach. Cieszy ją nawet buszowanie w internecie i wysyłanie e-maili. Ma wreszcie dzieciństwo."