Lodrolma przyjechała do Warszawy w 2007 roku, razem ze swoją siostrą Sonam. Z zamieszkanej przez tybetańskich nomadów wioski Golok przywiozła je polska buddystka Drolma.

Reklama

Lodrolma, podobnie jak większość Tybetańczyków, była schorowana, miała gruźlicę i problemy z wątrobą. Najpierw dziewczyna znalazła schronienie u polsko-francuskiej rodziny, a gdy ta wróciła do kraju, zamieszkała u Drolmy. Buddystka szukała jednak dla niej polskiej rodziny. ”U nas w Międzylesiu wszyscy mówią po tybetańsku, a chciałam, żeby Lodrolma nauczyła się języka polskiego. Ona musi jak najszybciej skończyć szkołę, a potem iść na studia. A ma braki w wykształceniu, bo u siebie w wiosce uczyła się jedynie matematyki, chińskiego i tybetańskiego” - opowiada Drolma.

Buddystka, która traktuje Lodrolmę jak swoją córkę, bardzo się o nią martwi. ”Ona jest znacznie młodsza, niż wskazywałaby jej metryka. To naiwne dziecko. Nawet nie przychodzi jej do głowy, że ktoś mógłby ją wykorzystać czy oszukać” - tłumaczy. I opowiada, że właśnie z powodu tej naiwności Lodrolma była o krok od nieszczęścia. ”Wracała razem z Sonam ze szkoły, gdy zatrzymał się koło nich samochód, a kierowca powiedział, że mama prosiła go, by je podwiózł. I Lodrolma natychmiast uwierzyła! Dobrze, że Sonam okazała się trochę bardziej podejrzliwa i nie pozwoliła jej wsiąść do auta” - denerwuje się Drolma.

Najpierw były korepetycje

Buddystka martwi się o wszystkie swoje podopieczne. Bo Lodrolma to kolejna już uciekinierka z Tybetu, której Drolma znalazła polski dom. Pierwsza była Czime, która po wielu perypetiach dotarła do Warszawy w maju zeszłego roku. Po apelu DZIENNIKA zajęli się nią Katarzyna i Piotr Skopcowie. Gdy do Polski dotarli rodzice Czime, wróciła do nich, a Skopcowie do swojego domu przyjęli 15-letnią Sonam, młodszą siostrą Lodrolmy. To właśnie w domu na warszawskiej Sadybie Lodrolma poznała swoich nowych opiekunów, 28-letnią lekarkę Magdę Dudek i jej rok starszego narzeczonego, prawnika Michała Janika. Oboje są przyjaciółmi rodziny i często bywają na Sadybie.

Zaczęło się od zwykłych korepetycji, bo Tybetanka, która trafiła do prestiżowego warszawskiego gimnazjum na Raszyńskiej, miała problemy z nauką. ”Wiedziałam, że nie radzi sobie z matematyką i fizyką, więc postanowiłam jej pomóc. Ona ma bardzo chłonny umysł, szybko się uczy, tylko nikt wcześniej nie miał czasu, by wytłumaczyć jej podstawy, których nie znała” - opowiada lekarka. W udzielaniu korepetycji pomagał narzeczony. Cała trójka szybko się polubiła. ”Lodrolma zaczęła u nas coraz częściej bywać, a potem również zostawać na noc. Było nam razem tak dobrze, że w końcu zapytaliśmy, czy nie chciałaby z nami zamieszkać. I byliśmy szczęśliwi, gdy zgodziła się” - mówi Magda Dudek.

”Któregoś dnia dotarło do nas, iż nie chcemy żyć tylko pracą. Postanowiliśmy zrobić coś dobrego dla drugiego człowieka. Widzieliśmy, że Sonam znalazła fantastycznych ludzi, którzy mogą jej dać bardzo wiele i zrobiło nam się przykro, że jej siotra nie może tego wszystkiego mieć” - dodaje Michał Janik.

Reklama

Kpiny w pracy

Magda przekonuje, że decyzja o przyjęciu Lodrolmy była dobrze przemyślna. ”Spotykaliśmy ją od dawna i w pewnym momencie zauważyliśmy, że zaczęliśmy się o nią troszczyć bardziej niż o obcą osobę. Ta dziewczynka stała się częścią naszej rodziny. Lodrolma jest inna niż polskie nastolatki. Bardziej dziecinna, ufna i niedoświadczona. Wiemy, w jak trudnych warunkach się wychowała, i chcemy jej dać dzieciństwo, jakiego u siebie w Tybecie nie miała” - mówi. Właśnie ze względu na Lodrolmę chcą zamienić mieszkanie na większe, bo teraz mają tylko dwa pokoje.

Jedyne, co im obojgu przeszkadza, to reakcje ludzi. Kiedy Michał opowiedział w pracy, że zamierza zaopiekować się 19-letnią Tybetanką, komentarzom nie było końca. ”Większość tych uwag miała mocno erotyczny podtekst. Ludzie pytali, po co mi to i czy zdaję sobie sprawę, jakie mogą być konsekwencje. Myślę, że większość po prostu nie rozumiała, dlaczego młodzi ludzie biorą obce dziecko na wychowanie. I dopiero kiedy tłumaczyłem, że to coś naprawdę fajnego, odpuścili” - wspomina młody prawnik.

Pytany czy narzeczona nie była zazdrosna o dziewczynę, która lada chwila stanie się młodą kobietą, stanowczo zaprzecza. ”Absolutnie nie. One mają ze sobą fantastyczną relację, są przyjaciółkami” - przekonuje.

Matka i przyjaciółka

Magda Dudek uważa z kolei, że dla Lodrolmy jest po trosze matką i przyjaciółką. ”W domu wyznaczam jej obowiązki i pilnuje ich wykonania. Lodrolma jest posłuszną dziewczynką, chyba ma taki naturalny szacunek dla starszych. Ale staram się też być jej powiernicą i tłumaczyć jej sprawy, o których ze względu na swoje wychowanie wstydzi się rozmawiać nawet z innymi Tybetankami” - opowiada. I śmieje się, że jej narzeczonego Lodrolma traktuje z szacunkiem, jak głowę rodziny. Oboje twierdzą, że zdają sobie sprawę, jak poważnym zobowiązaniem jest przyjęcie do domu Tybetanki. ”Dlatego cały czas bardzo staramy się poznać się nawzajem i akceptować swoje wady i zalety. Poza tym wierzymy, że warto jej pomóc. Fantastyczne jest to, że ta dziewczyna się rozwija i jest szczęśliwa” - mówi Michał.

A co na to wszystko sama Lodrolma? "Jestem szczęśliwa, kocham Misia i Magdę" - deklaruje Tybetanka.

Drolma, która już planuje ściągnięcie do Polski kolejnych małych Tybetanek z wioski Golok, często spotyka się z zarzutami, że rozdziela dzieci z rodzicami. ”Ale to oni sami proszą mnie, by zabrać dzieci do Polski i umożliwić im lepsze życie” - mówi. Te argumentację popiera tybetański mnich Namgyal Puntsok Lama, który właśnie gości w Warszawie. ”Wywożenie dzieci za granicę ma sens. Ich rodzice nie mają pieniędzy na wykształcenie, bo szkoły w Tybecie są płatne, więc grozi im analfabetyzm. A poza tym wyjazd sprawia, że stają się bardziej świadomymi Tybetańczykami. Uczą się, czym są demokracja i wolność, a potem marzą o tym samym dla Tybetu” - przekonuje mnich.