Dlaczego mamy pomagać Tybetowi?

Piotr Cykowski, Program Tybetański Fundacji Inna Przestrzeń:
Opisując Tybet, media serwują nam informacje tylko wtedy, gdy dzieje się coś drastycznego. Bardzo ważna kwestia praw człowieka jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej, faktycznym problemem jest sytuacja polityczna, czyli chińska okupacja Tybetu. Dramat Tybetańczyków trwa od lat – szacuje się, że wskutek represji chińskich władz zginęło ich przeszło 1,2 mln. Jeszcze kilka lat temu mówiło się o odwilży, ale prześladowania i tortury wciąż są tam na porządku dziennym.

Celem naszej organizacji jest przybliżenie Polakom Tybetańczyków, ich wartości, a przede wszystkim prawdy, o którą walczą, wyrzekając się przemocy. Miesiąc temu, 10 marca, w 27 miastach w Polsce koordynowaliśmy akcję obchodów tybetańskiego powstania narodowego. Najważniejsze, by o tym cały czas mówić, tak żeby nikt nie zapomniał. Należy też pytać polityków, co chcą zrobić dla Tybetu, i od tego uzależniać nasze głosy.


Reklama

>>Zobacz mandalę i pomóż Tybetańczykom

Adam Sanocki, Amnesty International:
Kiedy ktoś mnie pyta: "Dlaczego Tybet?". Odpowiadam wtedy: "Dlaczego nie?". Najczęściej te pytania padały z ust osób, które nikomu i niczemu nigdy nie pomagały. Dla osób zaangażowanych w jakąkolwiek pomoc takie pytanie jest bez sensu. Tu nie chodzi o Tybet. Tu chodzi o to, że tam żyją ludzie, a ich prawa są regularnie łamane. Naszym obowiązkiem jest obrona ich praw. Dotarło to do mnie kilkanaście lat temu, kiedy byłem w Tybecie. Na pierwszy rzut oka wszystko tam było w porządku, ale potem zorientowałem się, że ci ludzie nie są szczęśliwi.

Reklama

Drolma, Fundacja Sam Dżub Ling:
Polityka to jedno, dla mnie najistotniejsza jest sfera socjalno-ekonomiczna. Pamiętajmy, że Tybetańczycy są pogrążeni w biedzie. Większość z nich jest bezrobotna, a ponieważ edukacja jest tam płatna, panuje analfabetyzm. Służba zdrowia jest w opłakanym stanie, chiński reżim zaniża statystyki umieralności. Dlatego powinniśmy serdecznie przyjmować Tybetańczyków, leczyć ich, pomagać w zdobywaniu wykształcenia. To ogromna szansa dla nich. Dalajlama powiedział kiedyś, że państwo, które nie ma własnej ziemi, powinno mieć bardzo dobrze wykształcone społeczeństwo.

Adam Probosz, dziennikarz:
Nie należę do żadnej organizacji ani fundacji. Z moją rodziną pomagam Tybetańczykom z czystej ludzkiej potrzeby. I widzę, że także dla moich dzieci ma to sens. Dzisiaj młodzi ludzie nie mają takiej potrzeby walki o wolność, jaką miało pokolenie „Solidarności”. Warto ich zachęcać do walki o wolność, Tybet jest tylko jednym z możliwych kierunków. Jako rodzic powiem, że może to być obywatelska lekcja, która może pomóc dzieciom zbudować kręgosłup na przyszłość.

Geshe Ttenzin Chophag, mnich tybetański:
Każdy gest solidarności z Tybetem, z każdego niemal zakątka świata, jest nam znany. Nasz rząd ma przedstawicieli w wielu krajach, informacje o poparciu docierają do Tybetańczyków też przez Internet, oczywiście ocenzurowany.
Te sygnały z zewnątrz są dla nas ważne, bo pomagają nam zachować dumę i przywracają wiarę. Wiara jest tym, co nas trzyma przy życiu, pozwala walczyć o swoje prawa. Gesty solidarności, choćby symboliczne, mają dla nas takie znaczenie, jak poparcie przez Zachód Polaków w stanie wojennym.

Reklama

Jak pomagać Tybetowi?

Piotr Cykowski, Polskie Stowarzyszenie Przyjaciół Tybetu:
Każdy z nas może przekazać 1 proc. swojego podatku na Tybet czy wysłać pocztówkę któremuś z tamtejszych więźniów politycznych.

Zachęcam do odwiedzenia w internecie stron organizacji protybetańskich (Ratuj Tybet, Amnesty International, Fundacja Sam Dżub Ling). Tam dowiemy się, jak możemy konkretnie pomóc Tybetańczykom. Dowiemy się tego też z podręcznika naszej organizacji, który jest na ukończeniu. Mieliśmy tyle pomysłów, że z trudem zmieściliśmy je na 50 stronach.


>>Tybetanka Sonam znalazła dom w Polsce

Adam Sanocki, Amnesty International:
Symboliczne przyklejenie naklejki na samochód już jest pomocą. Jeśli jednak ktoś jest zainteresowany czymś skuteczniejszym, niech przyjdzie na demonstrację albo napisze list. W zeszłym roku w maratonie pisania listów do więźniów politycznych pod auspicjami Amnesty International Polacy napisali ich 80 tys.

Wiemy, że część więźniów wskutek takich akcji jest wypuszczana. Możemy też odwiedzać Tybetańczyków w ich kraju. Pamiętajmy jednak, żeby robić to odpowiedzialnie. Codziennie dochodzi tam do rażącego bezprawia, a miejscowym grożą surowe kary za kontakty ze światem zewnętrznym i posiadanie symboli niepodległościowych.




Drolma, Fundacja Sam Dżub Ling:
Jak już mówiłam, przyjmujmy, leczmy, uczmy Tybetańczyków – oni tego naprawdę potrzebują. Nie bójmy się też ich adoptować. Niedawno spotkałam w Łodzi starszego pana, który nie mógł się nachwalić wnuczką Tybetanką adoptowaną przez jego córkę. Pokazał mi mnóstwo jej zdjęć, listów, był bardzo wzruszony wnuczką.

Geshe Ttenzin Chophag, mnich tybetański:
Pomaganie nam nie oznacza, że trzeba być wrogiem Chińczyków. Przeciwnie, im więcej praw człowieka i demokracji w Chinach, tym lepiej dla nas. Problemem są tylko władze, które kolonizują Tybet Chińczykami i wynaradawiają nas. Uczą nasze dzieci tylko po chińsku i ich wersji historii.

Wysyłanie małych Tybetańczyków po naukę czy opiekę medyczną do innych krajów ma sens, bo większość z nas nie ma pojęcia, czym jest demokracja. Gdy widzimy na Zachodzie, jak ludzie cieszą się wolnością, sami się tego uczymy i podejmujemy temat wolnego Tybetu.

Adam Probosz, dziennikarz:
Nasze działania nie miały większego odzewu, ale dla nas najważniejsze jest to, że dla naszych przyjaciół z Tybetu mają sens. Gdy w zeszłym roku sztafeta olimpijska znalazła się na Mount Everest, świętej dla Tybetańczyków górze, spędziliśmy z nimi spokojne 12 godzin, które poświęciliśmy na rozmowę, modlitwę i medytację.

Urządziliśmy też Dzień Dziecka pod chińską ambasadą. Staraliśmy się w jak najprostszy sposób mówić dzieciom o prawach człowieka, o sytuacji w Tybecie, o kulturze tybetańskiej. Tego typu działania może podjąć każdy.


Koncert Tańce i Śpiewy Klasztorne 13 kwietnia o godz. 19 w Teatrze Kamienica, al. Solidarności 93. Dla 5 czytelników, którzy jako pierwsi napiszą do nas 10 kwietnia na adres: spoleczenstwo@dziennik.pl, mamy bilety na koncert.